Dziennik Kodi'ego i nie tylko z Gdyni
Dzień przeprowadzki był konsekwencją sprzedaży mieszkania. Jako że musieliśmy mieszkanie oddać do końca czerwca tak więc dzień 1 lipca a ściślej 30 czerwca był momentem kiedy to raz na zawsze musielieśmy opuścić nasze skromne 33m2. Beata przygotowywała się do tego dnia bardzo starannie. Wiedzieliśmy że przeprowadzamy się na plac budowy, więc rzeczy w kartonach jeszcze jakiś czas pozostaną. Kartony opisywała bardzo szczegółowo. Syn chodził po sklepach i znosił je do domu. Beata pakowała, a ja z kolei robiłem co mogłem na budowie.
Kiedy obudzięłm się rano 30 czerwca w niedzielę byłem lekko spięty. Co za zbieg okoliczności równo rok temu 30 czerwca zalewałem ławy. Pogoda jednak była dużo lepsza niż ta przed rokiem. Przyjechało dwóch kuzynów pożyczonym samochodem dostawczym i jazda. Beata z kuzynką i moim ojcem pojechali wcześniej, my natomiast spijając 5 butelek 1,5 wody znosiliśmy bambetle z 4 piętra. Zrobiliśmy dwa kursy i oddaliśmy się upragnionemu wypoczynkowi przy piwku. Ojcec w tym czasie kończył montaż wc, tak więc pierwsze chrzciny kanalizacji i szamba odbyły się tegoż samego dnia.
Pierwsza noc minęła bardzo spokojnie. Spaliśmy wszyscy w trójkę w jednym pokoju - Beata chciała razem tak jak zwierzaki w stadzie. Mi szczerze mówiąc mało co się śniło, jakieś tam głupoty, których już nie pamietam.
Nasz kot Olaf przeżył rozstanie ze starym mieszkaniem najbardziej. Lekko miałczał i ujadał. Widać że przestraszony. My jednakże szykowaliśmy mu małą niespodziankę o której później.
1 lipca zamiast wspaniałej pogody /tak przynajmniej mówiono w TV/ przywitał nas deszczami i wiatrami. W domu świeżym bez ogrzewania, nie jest za przyjemnie a wyprzedzając fakty powiem, że był tak przez calutki tydzień.
Będąc już na miejscu mogłem poświęcić się tylko robocie. Nic bardziej mylnego. Od poniedziałku do środy załatwialiśmy wymeldowanie, notariusza, banki, telefony, tv itp. W między czasie wybraliśmy kafle, baterie, umywali i szafeczki pod nie.
Od czwartku natomiast zajął się tylko i wyłącznie robotą. Na pierwszy ogień poszlo WC pod schodami. Małe, więc najszybciej do zrobienia. Kibelek już był, pozostało tylko ułożyć kafle na ścianie i podłodze. W przeciwieństwie do całego domu wc - jest całe białe. Białe kafle + fugi w szarawe prążki + dekory czerwone maki. Jest to standardowa ceramika z Tubodzina. Ściany wymalowaliśmy na biało więc jest śnieżnie.
Koniec tygodnia to już łazienka. Dużo więcej metrów, ale też i większa wprawa. Do łazienki poszły żółte kafle na podłogę i ściany, a reszta została wymalowana na bardzo intensywny pomarańcz. Do tego nabyl;iśmy wc z Cersanitu oraz umywalkę z Koła - Aplauz 80. Bardzo nam się podobała więc chcieliśmy ją koniecznie mieć. Szafka natomiast z Koła kosztuja bagatela 1200zł, my natomiast wyszukaliśmy w Castoramie - ostatni egz. identycznmej szafki tylko innego producenta - firma Vega z Łodzi. Cena 380zł. Jaksię dowiedzieliśmy od sprzedawcy, Koło już wystosowało pozew przeciwko firmie z Łodzi za podróbę. Tak oto skończył się pierwszy nasz tydzień mieszkania w nowym miejscu, glównie pod znakiem deszczu, zimna i ogólnej wilgoci. Kolejny tydzień miał być dużo lepszy, zarówno pogodowo jak i ze względu na montaż kominka no i wspomniana niespodzianka dla kota Olafa.
Ciąg dalszy wkrótce.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia