Dziennik Kodi'ego i nie tylko z Gdyni
Zapewne tak jak większość czym bliżej końca tym mniej środków do wydania. Generalnie mój kosztorys nie zakładał mebli bo gdybym miał i to przewidzieć i do tego lampki, wazony, świeczniki, obrazy to pewnie nigdy bym się nie zdecydował na budowanie.
Z drugiej strony stwierdzam, że rola mojej żony jest bardzo trudna. Zbudowaliśmy za wspólne pieniądze, zbudowaliśmy tzn. postawiliśmy dom w stanie który umożliwia życie, tzn: są tynki, są podłogi, jest woda i jest ciepło. Na głowę nie leci, są drzwi /o drzwiach jeszcze będzie/, kontakty – jest dobrze. Przyszedł jednak moment, kiedy żona oznajmia mi – ty tyle wydawałeś przez ostatnie miesiące, więc teraz czas na mnie: trzeba kupić zasłony, nową pościel, łóżko itd., itp. Jest tylko mały problem – ostatnie pieniądze poszły na ocieplenie i gaz ze zbiornika. Tak więc wydawać może tyle że wirtualne pieniądze. Szkoda mi jej, bo zasłużyła na portfel pełen kasiory. Teraz mam wyrzuty sumienia i patrzę jakim byłem egoistą kupując ten cement, piach, bloczki itp.
Na meble więc nie mamy kasy, ale mycie garów w umywalce w łazience jest średnią przyjemnością. Z racji tego, iż uwielbiam gotować, ale że jestem strasznie zajęty robi to Beata postanowiliśmy temu zaradzić. Na ratunek przyszli teście, którzy oznajmili że zafundują nam oczywiście za sensowne pieniądze kuchnię na wymiar. Pojeździliśmy trochę bo studiach kuchennych i praktycznie po wstępnych gadkach, cenny były bardzo podobne. Tak na marginesie jak dla mnie to ceny są zawrotne i bardzo niepoprawne. Zwykła kuchnia, tyle tylko, że przyjedzie koleś i wszystko obmierzy kosztuje coś ok. 7000zł. To jakaś paranoja – parę szafek i takie koszty. Z racji tego iż teście też nie mają zbyt wielu pieniążków nie miałem sumienia proponować im takich alternatyw.
Mijał czas a my ciągle bez kuchni, aż tu nagle jak zwykle zbieg okoliczności miał wpływ pojawia się dobra wiadomość na horyzoncie. Dostaliśmy informacje od naszych dobrych przyjaciół forumowych Ewy i Sebastiana /dzięki Wam/, że człowiek z ich rodziny montuje i robi szafki na wymiar. Spotkaliśmy się, koleś pomierzył wszystko wybraliśmy kolorki, ustawienie – wszystko na wariata i złożyliśmy zamówienie. Całość z montażem 3600zł. Kuchnię tworzą szafki – dolne, górne, blaty oraz barek. Jak zwykle najwięcej zamieszania było przy kolorach: ostatecznie wybraliśmy mocno wiśniowo-śliwkowe /coś jak mocno czerwone wino/ fronty z lakierowanego mdf’u oraz żółte boki i blaty. Umówiliśmy się na montaż za 3 tygodnie i tak oto od zeszłej soboty mamy śliczną kuchenkę. Przyznam szczerze, że kolor frontów jest trochę jaśniejszy niż na wzorniku, ale Krzysztof zapewnił że jak znudzą się nam fronty to przelakieruje je nam na inny kolor. Na razie cieszymy się z tego co mamy, a jak się już znudzą to damy inny kolor. To jest zaleta lakierowanego mdf’u.
Montaż mebli zaczęli w sobotę ok. 11.00 a skończyli ok.19.00. Nie powiem trzy osoby – poszło im to sprawnie, tym bardziej że jeden regał musieli skracać o kilka centymetrów. Teraz nie widać już mojego „dziecka” = piec Immergas, który schował się w szafce i z tego faktu najbardziej cieszy się Beata, bo jakoś nie przypadli sobie do gustu. Ciekawe jak przestanie grzać ciepłą wodę – będzie go prosić na kolanach.
Do kuchni dołączyli barek taki na wysokie krzesełka, których jeszcze nie mamy, ale są w IKEA za sensowną cenę. Barek się spisał – testowany z teściem, szkoda tylko ze musieliśmy stać przy nim zamiast relaksować się na siedząco. Teraz pozostaje mi tylko podłączyć zlewozmywak – taki o którym zawsze marzyłem /duży, dwie komory + ociekacz/ a Beacie zmywać w nowo zakupionej zmywarce. Zrobiliśmy test – bajka.
W następnym odcinku coś o drzwiach wewnętrznych + ocieplenie – jak dobrze że to za nami.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia