Alter Ego zuzków
Dodam, że na mapke do celów projektowych czekałam 3 mc
Geodeta kłamał w żywe oczy. Po ok 8 tyg powiedział, że mapki leżą w Urzędzie i czekają na pieczątke. Na wtorek przed świętami będą gotowe.
W środe teściowa dzwoni, a on na to, że jeszcze nie ma i jak będą to zadzwoni. Od tamtej pory telefonów już nie odbierał. Po tygodniu bawienia się w kotka i myszkę mąż zadzwonił do niego z angielskiego numeru. Odebrała żona.
Kolejny zonk
Męża nie ma, jest zajęty a w tej sprawie to raczej do niej. Srutu tu tu i że geodeci byli wczoraj bądz dziś na działce (sama nie wie dokładnie) i wszystko jest załatwiane i że ona pamięta
co????? Przecież pani maż tydzień temu powiedział, że papiery leżą na stole w Urzędzie i czekają na podpis!!!!
Ona przeprasza, ale załatwi to najszybciej jak się da, choć teraz taki okres: tu weekend tu sylwester, Urzędy pozamykane...
Ręce opadają.
Na drugi dzień po telefonie zjawił się dopiero geodeta na działce. Wiedziałam, że tak będzie. Jak można tak bezczelnie kłamać.
po ok 2 tyg od telefonu mapki od geodety doszły do "architektki" (musiałam użyć cudzysłowia, bo nie zdzierżę).
Postanowiłam, że skoro on miał nas gdzieś to ja z pieniędzmi też się nie spieszę. Poza tym to jak zadzwonił, to się wprosiłam do niego do chałupy i zaczęłam negocjować cenę. Wiele nie spuścił, ale co się wygadałam to moje. Z 500 zł zszedł na 450 dupek. W sumie to może i on by się zgodził na proponowane 400, ale żonka jego szczekała dobitnie. W sumie to chodziło mi o to, by sobie ulżyć. Dałam im popalić
Papiery leżą w Urzędzie i czekają. Z rozmowy z panią wydająca pozwolenie dowiedzieliśmy się, że jest już wszystko na finiszu
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia