Podhalański z "falą" ;-) pod Poznaniem
Pokrótce, tak jak to pamiętam, bo działo się to od lata 2004 i zwieńczenie znalazło w listopadzie 2005:
Mamy małe mieszkanko w Poznaniu i co jakiś czas w rozmowach przewijał się temat własnego domu. Od słowa do słowa i zaczeliśmy pilniej przyglądać się pięknym kawałkom ziemi. To, że to będzie dom drewniany - patrz z bali ja, tzn Sylwia wiedziałam od dawna. Paweł jeszcze w dniu ślubu (VIII 2004r.) przebąkiwał coś o kanadyjczyku. Szybko go przekonałam i to w bardzo prosty sposób. Trochę informacji z forum balowiczów, parę fotek z netu i już go miałam... Później pozostało poszukać odpowiedniej działki. Marzenia o co najmniej 1h ziemi, niestety musiały zejść na plan dalszy. Taki areał to w okolicy dość bliskiego Poznania (cały czas pracujemy w mieście i to się póki co nie zmieni), kosztowałby majątek. Postanowiliśmy szukać działki w lesie lub bardzo bliskim jego sąsiedztwie.
Nie przedłużając - poszukiwania nabrały tempa jak się okazło, że Syla jest w ciąży i nie zwolniły aż do porodu. W 9 miesiącu ciąży nadal szukaliśmy. Wertepy i dziury na drogach sprzyjały skurczom, ale byliśmy tak zaangażowani, że nawet poród na polu nie był straszny. Kiedy wydawało się nam, że już znaleźliśmy, odgłosy ruchu ulicznego dobiegające z dość daleka wypłoszyły nas z tamtego miejsca. I słusznie!!! Potem pojawił się Jakub i musieliśmy "to" przeżyć - koło jego 3 miesiąca, Sylka znowy zaatakowała biura nieruchomości, a właściwie byliśmy już tylko w jednym miejscu. Tak jakoś magicznie, nawet bez oglądania Syla była przekonana, że to to.
Wreszcie trafiliśmy na TO miejsce na ziemi - cudny kawałek lasu o wymiarach 24x52 - ot 1260m2 zadrzewione, chaszcze i wogóle dzicz - pięknie.... Ani przez chwilę nie mieliśmy złudzeń, że to tu będziemy mieszkać!
Jak znajde zasilacz do HD to wstawie kilka zdjęć.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia