Iza, Dorota i Pawel w Kwirynowie
Po krótkim wstępie mego męża postanowiłam że sama zacznę pisać dziennik (na niego nie mogę za bardzo liczyć - on woli czytać) ja natomiast po lekturze innych dzienników stwierdziłam że to super pamiątka.Zacznę od tego iż na codzień stronię od komputera a pisanie idzie mi naprawdę baaardzo wolno(z zawodu jestem stomatologiem i to ustrojstwo nie jest mi konieczne do pracy-i całe szczęście ) więdz przepraszam ale z początku będzie mi szło chyba bardzo wolno ku wielkiej uciesze mego męża-informatka.Nasze marznia o domu (ja zawsze bardziej marzyłam o ogródku-po co mi 150m do sprzątania ? )sięgają czasów prehistorycznych tzn. narzeczeństwa ok 10 lat wstecz.
Po ślubie (1998) zamieszkaliśmy w 37m mieszkanku w krórym ja mieszkałam do ok.14rż a które potem do czasów moich studiów było wynajmowane.Za pieniążki zebrane z wesela troszkę je wyremontowaliśmy i tak zaczęło się nasze wspólne życie.Ale nasze marzenie o domku wcale nie umarło.W każdy wolny weekend (zwłaszcza ciepły i słoneczny) wyjeżdżaliśmy -jak to mój mąż mawiał- na rekonesans czyli na wypady poza miasto w celu rozeznania się w działkach a bardziej ich cenach.Z perspektywy czasu cenu byłyby zachęcające (bo 3 razy niższe niż dzisiaj) ale cóż z tego kiedy ja na stażu z pensją 800zł ,0 oszczędności a kredyty że hoho(16%) więc musieliśmy niestety sobie odpuścić'
W tym naszym mieszkanku wytrzymaliśmy ok.2.5 roku(to ja miałam dość).Ato dlatego iż mieszkanie to znajdowało się w bardzo głośnym i ruchliwym miejscu (droga 6-cio pasmowa + przystanek pod oknem-istny koszmar!!!). Gdy po skończonym stażu podyplomowym podięłam pierwszą pracę powiedziałam DOŚĆ!!!.A to dlatego że mieszkaliśmy na mokotowie a moja praca na bemowie czyli równe 20km. W tym miejscu muszę przyznać się do mojego grzechu głównego czyli wygodnictwa.Wstawaliśmy o 5.30 a powrót trwał do 2 godz (dodam tylko że mąż pracował kilka kroków ode mnie-przychodnia wojskowa a on żołnierz zawodowy-ale on nie nerzekał więc problemu jakby nie było)
Zaczeliśmy sprzedaż naszego mieszkania.Tubylcy (warszawiacy) tylko nosem kręcili no bo lokalizacja tragiczna.Ale niebo chyba niebo zesłało nam kupców z Gdańska (chyba nie bardzo rozeznanych w warszawskich nieruchomościach)i transakcja została sfinalizowana !!!.Za niewielkie oszczędności dołożone do tej kaski ze sprzedaży, kupiliśmi niestety kolejne mieszkanie ale za to trzypokojowe (61m) i bardzo blisko naszej pracy-dwa przystanki autobusowe.I tak mieszkamy sobie na tym bemowie już 5 lat.W tym czasie (sierpień 2002) przyszła na świat nasza córeczka Iza więc zamiast budowaniem zajęliśmy się jej wychowaniem.Nasze plany działkowe zeszły na drugi plan także dlatego iż kolejny remont mieszkania pochłonął ponad 30tys i znowu nasze zasoby pieniężne wyszczupliły się.Pewnie nie jeden Forumowicz zapytałby czemu za pieniądze ze sprzedaży mieszkania nie kupiliśmy działki to muszę w tym miejscu dodać że i owszem na działkę by i starczyło ale co dalej?.żaden bank nie dał by nam kredytu na budowę-przypomonam że jest rok 2001.Kończę już w tym momencie bo chyba zamiast dziennika budowy piszę autobiografię ale myślę sobie że jak będę miała 90 lat to bym tego tak dokładnie nie pamiętała a tak to włożę okulary ze szkłami jak denka od butelki,przaczytam i opowiem wszystko moim prawnukom.W następnym poście już więcej konkretów budowlanych- obiecuję!.Cdn...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia