Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    19
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    22

Z pamiętnika inwestora


Heath

604 wyświetleń

Dawno dawno temu, gdzieś w centralnej Polsce … srata – tata, nieważne, będę się streszczał. Los rzucił nas – parę przyszłych inwestorów po skończeniu studiów do pewnej mieściny na Mazowshu gdzie pracujemy do dziś. Po sześciu latach postanowiliśmy że na jakiś (dłuższy) czas zostajemy w owej Mieścinie, dla ułatwienia nazywajmy ją roboczo Mieściną.

 

Rozdział I czyli Wredne babsko i może…

 

Zaczęliśmy się rozglądać po Mieścinie za mieszkaniem – dotychczas mieszkaliśmy w wynajmowanym. Wypatrzyliśmy mieszkanie – nowe, w samym centrum, blok jest już w trakcie wykańczania, ma być na wskroś nowoczesny i ma stanowić wizytówkę spółdzielni. Po prostu lux! Decydujemy: prześwietlamy spółdzielnię i jeżeli wszystko będzie OK to bierzemy.

 

http://www.woloszanski.org/img/banner/bw.jpg" rel="external nofollow">http://www.woloszanski.org/img/banner/bw.jpg

[tutaj wychodzi Bogusław Wołoszański w swojej kultowej kurteczce i ze złączonymi w charakterystyczny sposób rękoma zaczyna opowiadać]:

Jest sierpień 2005 roku. Znajdujemy się przed drzwiami pewnej spółdzielni mieszkaniowej. Nasz inwestor który jeszcze nie wie że będzie inwestorem puka do drzwi biura. Co go tam czeka?...

 

Upał, wzdycham co chwilę Antonio, Facaldo. Za biurkiem Pani na oko 45 letnia, przed biurkiem ja, (już nie całkiem młody) wilk łaknący własnego lokum. Ja pytam o mieszkanie 72 m2.a pani jest bardzo miła, pokazuje plany, tłumaczy, zachwala. Dowiaduję się że cena za to lokum wraz z miejscem parkingowym wynosi ok. 190 tys. Gawędzimy po przyjacielsku, wszystko idzie dobrze do momentu kiedy wyciągam karteczkę z wcześniej przygotowanymi pytaniami do otrzymanego wcześniej wzoru umowy kupna. Atmosfera ochładza się (na szczęście bo było facaldo) kiedy przechodzę do kwestii ostatecznej ceny za mieszkanie, po zakończeniu budowy. Chodziło o to że owa Spółdzielnia po skończeniu budowy miała zamiar skorygować w górę lub w dół (hue hue) cenę zawartą w umowie o koszt dróg, placów, chodników itp. Porządne spółdzielnie określają w umowie że po całkowitym rozliczeniu inwestycji cena nie zmieni się o więcej niż x procent, a tutaj z premedytacją tego nie zrobiono. Ja jednak drążę temat i kiedy dochodzę do innych zapisów w umowie które są niezgodne z prawem, miła dotąd Pani przybiera pozę a`la Linda w Psach w scenie podczas przesłuchania przez komisję, zapala szluga i patrzy na mnie z mieszanką pogardy i podejrzliwości. Czuję się trochę niepewnie, przełykam z trudem ślinę ale wytrzymuje jej wzrok. Pani siląc się na spokój oznajmia że zapisów w umowie się nie zmienia i jak nam się nie podoba to ona namawiać nas nie będzie bo chętnych jest pełno (co było ściemą bo mieszkanie jeszcze pół roku temu było dostępne ha ha!). Wkurzyła mnie tym i postanowiłem że jak tak, to wkręcę z zimną krwią Pani szpilę, chociaż z czachy chyba szła mi już para. Do cholery, stare dobre czasy już się skończyły i mamy rok 2005 a nie 1985 i może by tak zmienić podejście do klienta? Zapytaniem czy zarząd na pewno wie kto tu obsługuje klientów i czy Pani ma upoważnienie do reprezentowania spółdzielni zburzyłem resztki panującej w biurze delikatnej równowagi. To był koniec, mosty runęły. Powiedziałem Pani że się jeszcze zastanowię i wyszedłem z podniesioną głową.

Hmm, dowaliłem jej ale mieszkania dalej nie mam. Co teraz? Pędzę opowiedzieć wszystko mojej ładniejszej połowie. Kiedy Aga usłyszała tą całą historię to od razu wiedziałem że nic z tego nie będzie . Jej reakcję można ująć w trzech słowach „NO FUCKIN` WAY!!!”. Po krótkiej naradzie decydujemy że albo wpisują do umowy ile mieszkanie będzie ostatecznie kosztować albo wypad. Na następny dzień dzwonię jeszcze raz ale Pani zdania nie zmienia. Trudno, szukamy dalej, trzeba w końcu gdzieś wreszcie zamieszkać.

Mniej więcej w tym samym czasie mój kolo z pracy kończył stan surowy swojego domku. Zapytany o koszty powiedział że kosztowało go to około 110 tys. zł. Hmm, 110 tys stan surowy, 110 m powierzchni, a 190 tys za 72 m. kw. za gołe ściany + komorne – można się zastanowić. Jako że teoria budowlana nie była nam zupełnie obca, byliśmy świadomi że od tych 110 tys. do zakończenia budowy dużo jeszcze kasy upłynie, ale pędzącej lawiny nic już nie było w stanie zatrzymać.

Szybko podejmujemy decyzję – kupujemy mieszkanie.!!

 

 

 

 

 

 

 

 

Ha Ha, żartowałem. Oczywiście - budujemy!!!

 

Tak to więc dzięki nieugiętej postawie Pani i cwaniactwu spółdzielni zostaliśmy inwestorami.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...