Z pamiętnika inwestora
Rozdział II - Przygotowania
Wrzesień 2005. Rozpoczął się etap poszukiwania działki – objazd okolic, potem wertowanie ogłoszeń, Internetu i po tygodniu oględzin jest – ponad 800 m kw., na nowym osiedlu domków, 7 km od centrum. Działki sprzedaje zakład energetyczny, więc są już uzbrojone (prąd+woda+telefon), została jedyna ostatnia. Szybka decyzja i kupujemy. Proces zakupu przebiega sprawnie i profesjonalnie. Zaczynamy szukać projektu. Po przetrząśnięciu kilkunastu katalogów i poszukiwaniach w internecie wybór pada na Dom w Żurawinie 2 z Archonu. Jako że działka miała ważne WZ jeszcze przez 2 miesiące,to z ferworem zabrałem się do załatwiania formalności. Byłem nastawiony bojowo bo już kiedyś brałem udział w podobnej operacji i wiedziałem że lekko nie będzie. Ku mojemu zaskoczeniu warunki przyłączenia dostałem prawie wszędzie od ręki. Na mapki do celów projektowych czekałem tydzień. W międzyczasie czekałem na projekt, bo okazało się że to nowość i mimo że można go zamówić to nie jest jeszcze całkowicie skończony . Jak już wspomniałem, śpieszyło mi się i powiedziałem Pani z infolinii że jeżeli nie uwiną się w tydzień to rezygnuję z tego projektu i usług biura Archon. Pani zapewniła że Archon dołoży wszelkich starań by zdążyć i na osłodę dorzucą program do doboru kolorów elewacji. Na szczęście zdążyli. Po tygodniu przyszedł projekt, oczywiście bez programu. Razem z projektem przyszła też ankieta zadowolenia klienta i pytania czym się kierowałem wybierając właśnie Archon, co mnie ujęło w projekcie i takie inne pierdoły. Jak się wypełni i odeśle to można wygrać materiały budowlane lub … kolornik, czyli program do doboru kolorów elewacji . Wchodzę na ich stronę i czytam nagrodzone wypowiedzi. Ludzie tam pisali że patrząc na projekty z Archonu czują się tacy szczęśliwi, plotą bździny o życiowym spełnieniu i rajskiej muzyce dobywającej się z katalogu. Pomyślałem sobie że zrobię inaczej, napiszę gołą prawdę. Napisałem że w zasadzie specjalnie się nie wyróżniają od reszty ale wybrałem ten projekt bo idealnie pasował na moją działkę, podobał mi się, a przede wszystkim wolałem dać zarobić ziomalom z Myślenic niż jakiemuś biuru z warszawki.
Efekt był łatwy do przewidzenia. Nikogo nie ująłem swoim podejściem. Wygrało coś takiego:
„Wasze projekty oczarowały mnie. To dom moich marzeń. Zakochałam się w nim od pierwszego spojrzenia. Jest piękny i funkcjonalny. Pasuje do otoczenia i działki. Cała rodzinka akceptuje mój wybór. Postaram się, żeby miał duszę i ciepło rodzinnego gniazdka. Życie nabiera nowego sensu. Dziękuję."
Zresztą nieważne, napijmy się.
Zbieram papierzyska i ruszam do Starostwa dowiedzieć się co jeszcze potrzeba. Był początek listopada, miałem niecałe 2 miesiące na załatwienie pozwolenia na budowę. Z jakąś taką nieśmiałością podchodzę do pana inspektora odpowiedzialnego za mój region i zagaduję o pozwolenie na budowę. Pan z początku znudzony wymienia nie patrząc na mnie: projekt, oświadczenie o posiadaniu nieruchomości, WZ, warunki przyłączenia, mapki. Mam wszystko oprócz zaadoptowanego projektu – odpowiadam. Pan się nagle ożywił – A nie potrzebuje pan projektanta? Bo mogę polecić. Facio wziął od razu projekt, spisał nasze sugestie co do zmian podczas adaptacji, kazał podpisać tu i tu jeszcze i powiedział że się odezwie. Kamień spadł mi z serca. Powinno mi to oszczędzić dużo nerw. Po tygodniu telefon od inspektora – "Panie Michale, zapraszam do mnie." Pewnie trzeba coś donieść – myślę. Zjawiam się w starostwie, a tam … pozwolenie na budowę! To już ? Tak szybko? Eeee, czuję niedosyt…
http://www.woloszanski.org/img/banner/bw.jpg
[tutaj znów wchodzi Bogusław Wołoszański w swojej kultowej kurteczce i znowu ze złączonymi w charakterystyczny sposób rękoma zaczyna opowiadać]
Tak więc naszym inwestorom udało się uzyskać na czas Pozwolenie na budowę, ale czy to koniec zmagań? A może wszystko pójdzie gładko jak dotychczas? Jak poradzą sobie z wyborem ekipy? Ale o tym już w następnym odcinku…
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia