Z pamiętnika inwestora
Rozdział V czyli Zaczynamy!!!
25 kwietnia nastał nam długo wyczekiwany dzień rozpoczęcia budowy. Niestety rzucono mnie na kilka dni w podróż służbową i nie mogłem uczestniczyć w pierwszych dniach budowy i siłą rzeczy przewodnią rolę budowniczego naszego domu przejęła Aga. Całą delegację przesiedziałem jak na szpilkach myślami będąc na budowie.
Wracając pędzę co Skodzisko wyskoczy, jadę prosto na działkę zobaczyć jak wyrasta z ziemi nasze największe przedsięwzięcie - dom. Jak wygląda? Czy nie jest za mały? Czy wszystko zgodnie z projektem? Czy porotherm rzeczywiście rozlatuje się w rękach? Czy nic nie ukradli z budowy?? Ile już poszło kasy? Pytania kotłują mi się w głowie, a ostanie metry jadę już z sercem walącym jak młot. Już tylko prawy 90 na szuter (nie ciąć!!), prosta 100 m i zaraz moim oczom ukaże się TO, coś w niewiadomej jeszcze formie i etapie zaawansowania. Z ostatniego zakrętu wypadam scandinavian flickiem i przez to co ujrzałem o mało co przywaliłem z wrażenia w samochód majstra. Moim oczom ukazał się nie wykop, nie fundament, nawet nie zalana w sztok ekipa śpiąca w styropianie tylko … dom ! Tak, dom!! To coś co stało na moim gruncie to był dom!! A właściwie gotowe ściany parteru i strop!! Czy to możliwe że tak szybko?? Skołowany, niezdolny do zebrania myśli wysiadam z samochodu i staję oszołomiony widokiem który nie pozwala mi złapać tchu. Oniemiały, na ugiętych nogach idę zahipnotyzowany widokiem TEGO. Dopiero po chwili mnie puszcza i powoli zaczynam dostrzegać całą resztę: stojąca w otworze garażu Aga uśmiechnięta od ucha do ucha, budowlańcy krzątający się przy rozszalowywaniu stropu, żółciutki piach pod butami, w nozdrzach zapach sośniny i świerzego betonu, brązowy kolor ścian… co??? STOP!!!!
Zaraz, zaraz, dlaczego brązowy?!!!! Coś mi tu nie pasuje! Czuję że zaczyna mi się gotować krew i trzęsą mi się ręce. Spojrzałem spod byka na Agę a uśmiech na jej twarzy w sekundę zmienił się w przerażenie.
- Co to jest? – wycedziłem wskazując na ścianę.
- Nooo, ten tego, nooo, bo ja wiem miał być ten, no, porotherm, ale…
- ALE CO?
- Ale majster i kierownik budowy powiedzieli że lepszy będzie keramzyt no i…,
no i go wzięłaaaaaaaaaaaam – wyrzuciła w końcu z siebie wybuchając szlochem Aga.
Emocje sięgnęły zenitu. Mało co nie padłem trupem na miejscu. Czułem że zaraz złapię jakiś ostry narządź i niczym Pawlak rozgonię całe towarzystwo w diabły i na koniec rzucę się na główkę ze stropu. Jaki keramzyt babo!!- zacząłem się drzeć. Miał być po – ro - therm! Co mnie obchodzi co chce ekipa! Nie chciałem żadnego pieprzonego keramzytu!!! Dlaczego mnie nie zapytałaś ?!– krzyczę jej w twarz.
Jakby tego było mało, czuję że coś mi nie pasuje rozmieszczenie okien.
- Tu chyba miały być 2 małe okienka zamiast jednego dużego, co jest do chu…steczki?? Gdzie majster?!!
Odwracam się i widzę że budowlańcy asekuracyjnie przesuwają się w najdalszy kąt domu. Za chwilę pojawia się wystraszony maestro.
Już biorę głęboki oddech żeby go porządnie objechać, ale widok przerażenia w oczach chłopa i płaczącej niewiasty rozmiękcza mnie i każe się uspokoić . Wzdycham głęboko i rozglądam się po ścianach. Biorę z rąk majstra poziomicę i sprawdzam piony i poziomy. Na szczęście wszystko jest idealnie.
Nie rycz mała – mówię siadając zrezygnowany na pustaku– bywają gorsze tragedie. Trzeba pomyśleć co z tym pasztetem…
Chociaż wciąż się we mnie gotuje staram się zebrać myśli i zachowywać spokojnie.
- Wszystko będzie dobrze szefie – uspokaja majster – robota idzie szybko. Nawet tak szybko że zapomnieliśmy rozprowadzić kanalizy pod chudziakiem. Ale to szczegół. Rozkuje się posadz….
Nie dane już mu było skończyć. Wiedziony góralską połową mojej krwi zerwałem się na równe nogi i z rykiem ciąłem na odlew poziomicą przez łeb.
W tej chwili zerwałem się z krzykiem z łóżka.
Na szczęście to był tylko sen…
...jest 25 kwietnia rano – dzień rozpoczęcia budowy. O rany, co to będzie?
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia