Z pamiętnika inwestora
Rozdział VI czyli Zapiski stanu surowego vol. I
A więc zaczęło się. O 7 rano telefon od majstra że mam się pojawić przy wyznaczaniu budynku. Zajeżdżam na plac boju i widzę majstra w samochodzie rozmawiającego przez komórkę oraz budowlańców sztuk trzy pałętających się po moich włościach, każdy z kanapką w jednej ręce i komórką w drugiej (chyba nie rozmawiali ze sobą? ). „Ot i lud u nas techniczny i majętny” – przypomniało mi się powiedzenie z jakiegoś filmu. W taj samej chwili zajechał geodeta. Majster gdy mnie ujrzał, wysiadł z samochodu , przedstawił mnie geodecie jako „szanownego pana inwestora” i ruszyliśmy społem na (jeszcze) nieudeptaną ziemię.
A ziemia to piękna i urodzajna, a należycie pielęgnowana potrafi odpłacić się sowicie… ale chyba nie o tym miałem… Tak więc geodeta wziął swój narządź pod pachę i ruszył w róg działki czynić swoją powinność. Po pierwszych pomiarach okazało się że nie zgadza nam się cuś poziom zero tzn. jest on niżej niż wynikałoby to z mapki.
- To co robimy? – pyta majster.
-Eeeeeem ,a co pan sugeruje? – pytam, starając się trzymać fason.
- A to jak pan już uważa. Możemy zostawić jak na mapie a możemy też podwyższyć i zrównać się z poziomem sąsiadów ale nie będzie zgodne z tym co na mapie.
Poczułem się jak podczas jednego z tych egzaminów na studiach kiedy nie miałem wiele do powiedzenia na zadane pytanie a strasznie mi zależało żeby wykrzesać z siebie coś mądrego. Sprawdzonym sposobem udaję skupienie tj. powoli przeciągam dłonią po brodzie i robię marsową minę. W końcu wyrokuję że... jeżeli można to wolałbym odłożyć temat do momentu przyjazdu Agi, bo to ona ustalała poziom zero. Zadowolony ze swojej postawy zmywam się z placu boju i każę działać dalej.
Po południu zajeżdżamy razem a tam …. po tym co mi się śniło aż się boję. No więc zajeżdżamy a tam….. Wielka Kupa.
Taaak, Wielka Kupa humusu i ziemii, która majestatycznie górowała nad tym co pozostało z naszej działki. Prawdą się okazały opowieści o chłopakach – już pierwszego dnia pojechali ostro. Działka zryta wszerz i wzdłuż a przez te kilka godzin budynek został wytyczony, wykopy zakończone i właśnie ekipa szwagra Załogi G kończyła przyłącze wodne, które zażyczyliśmy sobie przy stawianiu fundamentów.
Przyłącze owo jeszcze długo odbijało im się czkawką a to z powodu zapadania się po osie każdego pojazdu który chciał podjechać do domu, ale przynajmniej ja już miałem to za sobą.
Odetchnąłem z ulgą. Powinno być dobrze...
*****************************
W tzw.międzyczasie podejmuję negocjacje cenowe w hurtowniach. Jako że zdawałem sobie sprawę że moja asertywność i zdolności negocjacyjne stoją na wyjątkowo nędznym poziomie, postanowiłem postąpić wg staropolskiego przysłowia „Gdzie diabeł nie może...” i zlecić to arcyciekawe wyzwanie Adze. Niestety szybko okazało się że naturalna babska zdolność do wykłócania się o każdą złotówkę i jędzowania z budowlańcami wzorem koleżanek z forum nie dotyczy Agi. Kazała mi samemu ruszać w teren i broń Boże nie przepłacać.
Ruszam więc najpierw do hurtowni polecanej przez Załogę G. Oczami wyobraźni już widzę jak na hasło „Załoga G” rozwijają czerwony dywan, prowadzą mnie do pokoju VIPowskiego i częstując cygarami i kawą od ręki proponują specjalną ofertę + gratisy.
Szybko okazało się jednak że hurtownią kieruje Pani (wiadomo - gdzie diabeł nie może …) która mimo że jest miła to zamiast kierować się maksymalizacją zadowolenia klienta kieruje się minimalizacją rabatów dawanych temuż. Ceny są wyraźnie wyższe od tych podawanych przez forumowiczów z innych regionów.
Ale nie ze mną takie numery. Trzymam rękę na pulsie Forum i wiem ile co kosztuje. Jestem świadomym i nowoczesnym inwestorem, który łamie lokalne układy i konwenanse. Nie to nie – idę do innych, mam gdzieś układy Załogi G z hurtownią, kto tu w końcu rządzi??
Świadomy wartości swoich pieniędzy na koncie i wilczego apetytu na nie sprzedawców, pewnym krokiem wkraczam do kolejnych hurtowni.
Wkrótce odbieram wyceny i …. ze zwieszoną głową wracam do pierwszej hurtowni. Większość materiałów u innych sprzedawców jest jeszcze droższa. Zrezygnowany zgadzam się na wszystkie warunki i wściekły na siebie wracam do domu. Znowu porażka…
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia