Dziennik budowy RENI
Przywożą drewno na więźbę: krokwie, jętki, płatwie i mnóstwo listewek na łaty. Krokwie są z jodły, a jętki z sosny. Malowane są impregnatem na zielono. Najpierw idzie murłata na wieniec, z którego wystają wielkie kotwy gwintowane. Potem krokwie są mierzone i wycinane wyręby pod murłatę. Wieczorem wszystkie są już na górze.
Jest sobota rano, jadę na budowę. Od godz. 6.00 przybijają jętki. Jest ich już 6 na górze. Oglądam, wszystko jest w porządku. Patrzę na te następne 8 jętek, które młody chłopak przygotowuje do malowania impregnatem, a one takie jakieś czarne. Coś czytałam w internecie o siniźnie, pytam sie co oni o tym sądzą. Nie odzywają się specjalnie. Jeden coś bąka, że to moje pieniądze, więc ja zdecyduję czy pójdą na górę. Zdecydowanie każę odłożyć wszystkie na bok - do zwrotu !
Kontaktuję sie z panem D. i mówie jak sie sprawy mają. Krzyczy, że sinizna nie powoduje osłabienia konstrukcji dachu, że sosna tak ma jak deszcz popada, a ja krzyczę, że zaplaciłam za zdrowe drewno, a nie za chore. Każe mi sobie samej dzwonić do tartaku z reklamacją. Mówi, że na pewno mi nie zamienią, bo w tej chwili nie mają drewna w ogóle i że z drewnem jest problem.
Dzwonię do tartaku i proszę o wymianę, brat właściciela coś niemrawo obiecuje. Jest sobota, więc mogą nie przyjechać dzisiaj, faktycznie nikt sie nie pojawia.
Pan D. przyjeżdża okolo południa i daje mi kwit z tartaku, na którym jest wyliczenie, że sprzedano mi to drewno po 580 zł netto.
Szlag mnie trafia na miejscu. Mówię, że uzgadniałam z nim po 550 zł. On wzrusza tylko ramionami. Dałam mu zaliczkę na drewno, mieliśmy się rozliczyć po skończeniu zakładania łat, jak będzie wiadomo ile poszło faktycznie a ile trzeba zwrócić do tartaku.
Boże z kim ja mam do czynienia !!!
Na szczęście rozliczam sie z nim za robociznę z opóźnieniem, więc nie boję sie, że mam nadpłacone.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia