Dziennik GIERGI - marzenia z dzieciństwa
Nie wyrabiam sie z czasem.... halo halo tu ziemia do Giergi
Już po weekendzie, a mi się trudno dostosować do stanu rzeczywistego...zaczął się sierpień. A ja:
po 1 - muszę się wziąść do nauki - wrzesień i kochane poprawki
po 2 - obiecałam sobie ustalać grafik aby lepiej wykorzystywać swój stracony czas
po 3 - nadal leniuchuje
A na budowie....dziś było uroczyste oddanie stanu surowego - czyli pracy moich murarzy frankowatych LUDZIE W KOŃCU KONIEC....wiem to przedwczesna radość bo największa amba dopiero przede mną. Ale jam odważna jakem GIERGA. Coś mi dziś humorek dopisuje ...to dobrze
Ale do rzeczy Gierga do rzeczy.....murarze dostali ostatnią rate kasiory, kominy pięknie zrobili - żółty klinkier + grafitowa fuga (chyba się powtarzam ) wyalli chudziaka w pomieszczeniach i poprawili błędy.....udało się im...wszystko na cacy.
Ale wiecie co jakoś mi tak dziwnie...chyba zwariowałam, bo w jakiś sposób będzie mi brakowało tych codzinnych wizyt i patrzenia jak domek rośnie w oczach, to chyba najpiękniejszy moment budowy (jak bredzę to piszcie).
A teraz zostało mi tylko wspomnienia - kupa gruzu, desek, puszek piwa (!!!!!!!) i nawet Absolwenta znalazłam w trawie (oczywiście wódkę).
Jak mój Jarek wróci z robót przymusowych to zrobimy ogrodzenie, a tak będe czekała do najbliższej ładnej soboty - trzeba szopkę rozebrać i Fadromę zamówić, aby zrównała te moje pobojowisko.
NIedługo dalsze zdjęcia, bo wypstrykałam prawie całą kliszę
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia