Dziennik Marty i Dawida (CODZIENNY)
Witam Wszystkich...
Juz kilka razy zabieralam sie do pisania dziennika... Chyba w koncu tym razem sie uda :)
Wszystko zaczelo sie od szukania mieszkania...
W 2005 r. zdecydowalismy z mezem, ze juz najwyzszy czas "pojsc na swoje"! I tak zaczelismy szukac mieszkania... Okazalo sie ze wcale nie jest tak prosto, niby mieszkamy w nieduzym miescie, niby niedrogo, a jednak nie znalezlismy miejsca dla siebie, w przyzwoitej cenie...
Zaczelismy sie zastanawiac nad zakupem dzialki i budowa domu...
Warunek byl taki - dzialka musi byc tania. Jezdzilismy, ogladalismy, juz nawet 2 razy bylismy zdecydowani, ale jak "zwykle" cos nie poszlo i wiosna 2006 r. nadal poszukiwalismy dzialki...
W koncu (w marcu) trafila sie, tania, duza - 20 arow, w fajnym miejscu - spokojnie, nie duzo sasiadow - decydujemy sie :)
W polowie maja 2006 r. podpisalismy umowe przedwstepna, posrednik, niby wszystko posprawdzal, polecil Pania ktora miala pomoc zalatwic kredyt. Wszystko mialo isc szybko i sprawnie...
W rezultacie, po przejsciach i dluuuuuuuuugim oczekiwaniu na kredyt, ktorego i tak nie dostalismy, wybrnelismy finansowo i 1 wrzesnia 2006 r. poszlismy w koncu do notariusza. Tam znowu trzeba bylo czekac, na decyzje o gruntach rolnych (bo czesc naszej dzialki to grunty rolne) - 1 miesiac oczekiwania.
W miedzy czasie, okazalo sie, ze dzialka ktora kupujemy zaczyna sie "troche" nizej (jakies 30 m nizej) niz to co nam pokazano I znowu nerwy, stresy i problemy... Moglismy wtedy zrezygnowac z jej zakupu bez konsekwencji, ale oboje z mezem mielismy juz dosc a dzialka i tak sie nam podobala, poza tym, juz wtedy za takie pieniadze nic bysmy innego nie kupili (w koncu nasz zakup trwal ponad pol roku - a mialo byc max 1,5 miecha).
Finalizacja transakcji odbyla sie na przelomie pazdziernika i listopada.
W KONCU MIELISMY NASZA DZIALKE !!!
Ale przez te wszystkie przejscia z jej zakupem, jakos niespecjalnie sie cieszylismy - zadowoleni bylismy jedynie z tego, ze skonczyly sie juz problemy z zakupem naszej ziemi - odetchnelam...
Pozniej zaczelismy zalatwiac papiery - mapy, wypisy, itd.
Okazalo sie, ze sasiad od ktorego mielismy sobie "podciagnac" wode, nie zgadza sie, no i znowu pod gorke...
W gminie powiedzieli, ze musimy sobie wykopac sami, od glownej lini, tj. okolo 170 m (bo tyle mieszkamy od glownj drogi ) koszt okolo 5.000 zl. Dodatkowo musimy jeszcze utwardzic sobie czesciowo droge - ale tu mamy sie dogadac z sasiadami...
Inna sprawa to, to ze nasza droga (jestesmy wspolwlascicielami z Panem co nam sprzedal dzialke i jeszcze jednymi ktorzy maja dzialke nad nami) w rzeczywistosci, jest czesciowo ogrodzona - sasiad od ktorego kupilismy, musi usunac czesc swojego ogrodzenia, aby nasza droga stala sie przejezdna... Mial to zrobic do polowy lutego, no ale spadl snieg...
Jedyne co udalo sie nam szybciutko zalatwic, to pozwolenie na budowe Tutaj totalne zaskoczenie, po okolo tygodniu od zlozenia dokumentow, zadzwonil nasz architek z radosna wiadomoscia, ze MAMY POZWOLENIE NA BUDOWE :)
---------------------------
No moze jak na pierwszy wpis, wystarczy :)
Pozdrawiam Wszystkich tu zagladajacych....
Marta
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia