GRANAT - długie dzieje pewnej budowy
Dzisiejszy dzień, mimo, że niedziela to jednak był dla nas pracowitym dniem..Wiem, wiem w niedzielę nie powinno sie pracować ale czas tak szybko ucieka....
Rano przygotowałam obiad, zabraliśmy go ze sobą i na budowę....
Mąż zabrał się do gruntowania sufitu i salonu a ja za mycie okien. I tu przestrzegam wszystkich...zasłaniajcie okna na czas tynkowania, szpachlowania, cekolowania grubą folią.. U nas oczywiście okna nie były zasłonięte no i ja dzisiaj warczałam na swojego męża.
W sumie wyszorowałam tylko jedno okno tarasowe trzyskrzydłowe. Namęczyłam się przy tym i nazłościłam jak nie wiem co...No po prostu, nie mogłam domyć framug i szyb. Musiałam z szyby paznokciem zeskrobywać te różne świństwa pozostałe po poprzednich etapach....wrrrr no i porysowałam troszkę szyby. Całe szczęście nie widać tego mocno...
Pogoda dopisała i obiad jedliśmy na dworzu. W ogóle było ładnie i nasz wnusio znowu mógł cały dzien biegać sobie po podwórku i broić co niemiara...urwis mały
:) :) :)
Na koniec dnia mąż opryskał wszystkie iglaki, bo znowu zaczęły brązowieć od środka. Opryskaliśmy je przeciw grzybom, bo to chyba była główna przyczyna ich brązowienia..
Posprzątałam też cały salon z kuchnią i już nie ma tego pyłu....no pewnie i tak jeszcze osiądzie ale już będzie mniej niż było....
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia