Harce na górce, czyli jak Ofca ze Smokiem chatkę budowali
Consummatum est - zacząłem dziennik... Czy znaczy to, że naprawdę zaczęliśmy budować? Czy przekroczyliśmy Rubikon, rzuciliśmy kości, wkroczyliśmy na ścieżkę, na końcu której stoi nasza chałupka otoczona białym płotkiem i równo ściętym trawnikiem importowanym prosto z Wimbledonu?
Mam takową nadzieję...
Najpierw parę słów gwoli wprowadzenia, co by wszyscy czytelnicy (zakładając, że takowi się znajdą) mogli sobie umiejscowić całą akcję w czasie i przestrzeni oraz zapoznać się z protagonistą i resztą...
Autor - los i bliźni. No i my, choć mam wrażenie, że podmiotowość nasza (moja?) jest w najwyższym stopniu ograniczona.
Gatunek literacki - komediodramat z elementami dramatu absurdu i pewną tendencją do zbaczania w kierunku moralitetu.
Dramatis personae -
- autor, podmiot liryczny, narrator pierwszoosobowy czyli JA - zwany powszechnie Depim, przez Żonę moją zaś tytułowany Smokiem (Zbokiem) - stąd i tytuł dzieła;
- Pani Żona, przez autora zwana Ofcą Oleńką (stąd i tytuł dzieła);
- Teściowie - obecnie użyczający dwojgu bezdomnych bohaterów kąta w swym zacnym domostwie,
- liczne grono postaci epizodycznych.
Miejsce dramatu - południowe obrzeża grodu stołecznego, brzeg europejski. Ogólnie - Polska, czyli nigdzie.
Czas dramatu - przełom III i IV RP, czas burzy i naporu, czas pogardy i galopujących cen mieszkań, działek i materiałów budowlanych jak i budowlańców tabunami galopujących w kierunku zachodnim.
Zaczynajmy więc naszą opowieść:
AKT I
- Aaaaa! Jak to autostrada pod naszym domem!
- No tak kochanie, sprawdziłem na mapkach GDDKiA - będzie tam, za nasypem.
- Sp...my stąd natychmiast!
Taka mniej więcej rozmowa miała miejsce w naszym przytulnym mieszkanku przy Lesie Kabackim na południowych krańcach Warsiafki w kierunku na Sand City (przez tubylców Piasecznem zwane) gdzieś w okolicach września 2006. Przedmiotowa autostrada to sławna południowa cześć tzw. owodnicy Warszawy, która, mimo krzków i pikiet, ma przeciąć Urynosynów - piękną betonową sypialnie dla 300 tys. ludzi. Los chciał (jak to w greckim dramacie - to wszystko wina Parek przędących ludzkie losy a złośnice to są okrutne), że akurat wytyczono ją jakieś 53,5 m od naszych okien. Co prawda po drodze był jeszcze kolejowy nasyp o wysokości ok 6 m, ale nie udało mi się przekonać Żony Ofcy, że nic nie będzie słychać ani czuć i mieszkanie poszło w trybie natychmiastowym na sprzedaż. Żona w nieruchomościach robi więc sprzedało się w trybie ekspresowym, choć jak patrzę na ceny mieszkań teraz, to może szkoda... Pal sześć - nie mamy mieszkania! Co robić!
W sukurs przychodzą zacni Teściowie (pozdrawiam Mamę i Tatę) i zgadzają się przygarnąć na chwilę pozbawione dachu nad głową dzieci. Gdyby wtedy wiedzieli w co się pakują hue hue hue... Zamieszkaliśmy więc w jednej z wielu komnat domu Teściów w podwarszawskim Powsinie i żyliśmy tam długo i szczęścliwie...
Od tamtej chwili minęło już ze 4 miesiące. Po początkowych próbach znalezienia mieszkania o odpowiednim metrażu i o dogodnej lokalizacji doszliśmy do tego samego wniosku, do którego doszli zapewne wszyscy inni czytający to forum - LUDZIE CHYBA OSZALELI! 10 000 za METR??? A więc - dom.
Dodatkowym motywatorem, przynajmniej dla mnie, były piękne późnoletnio-wczesnojesienne dni spędzane wśród pitolenia ptaszków, bzykania pszczółek i os oraz warkotu kosiarek do trawy w teściowym ogrodzie... Taaak... Nie ma to jak letnia sielanka na wsi...
Los (ja wam mówie - to wszystko ten los!) zakręcił chołubca i wywinął w tej chwili (deus ex machina w czystej postaci) taki numer, że pojawiła się Pani Wziemieobfita, od której Teściowie niegdyś kupili pewien areał z propozycją sprzedaży kolejnej działki. Cena wydawała się w miare rozsądna (o ile można w ogóle tak mówić o cenach działek mierzonych w walutach obcych) no i niewiele się namyślając staliśmy się właścicielami spłachetka ziemi oddalonego od teściów w linii prostej o ok. 500m.
Czemu tam? Otóż:
- ja musze dojeżdzać co rano do roboty na 8:15, wyklucza to bardziej egzotyczne lokalizacje. Z Powsina mam do metra 5 minut samochodem, dalej metrem i jestem w centrum. Książkę poczytam, muzyki posłucham. Mówię Wam - park and ride rządzi
- do Teściów blisko, Szwagrowie w Piasecznie, w grupie raźniej, kupą mości panowie, g.. nikt nie ruszy czyli korzyści z geograficznego zblokowania wymierne, szczególnie w świetle planów prokreacyjnych (darmowy babysitting, te sprawy)
- tu jest ładnie i wiejsko, a do Wawy w razie czego blisko
- bo nie chciało się nam szukać dalej
Etap pierwszy, obejmujący sprzedaż mieszkania, wyprowadzkę i kupno działki odbył się tak szybko, że nawet nie zdążyłem powiedzieć "hej, a za co zbudujemy ten dom?". Pieniądze z mieszkania już wesoło mościły się w kieszeni Pani Wziemiezasobnej.
Na tym kończy się akt pierwszy... Ofca i Smok siadają do stołu, świeczka rzuca migotliwe odblaski na ich stroskane oblicza gdy wreszcie zaczynają zastanawiać się, co dalej...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia