Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    45
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    106

Harce na górce, czyli jak Ofca ze Smokiem chatkę budowali


Depi

502 wyświetleń

pipipipipipipi doniesienia z frontu - najnowsze wiadomości! pipipipipipipipip

 

 


Odwlekać tego już dłużej nie mogę, opowiem Wam moją ze smokiem przygodę

 

 


Żarty na bok, moi mili. To, co trzeba przejść, aby na SWOIM kawałku ziemi, za SWOJE pieniądze, postawić SWÓJ domek, w którym SAMEMU będzie się mieszkać, jest absolutnie niewiarygodny. Najgorsze jest to, że człowiek jest całkowicie bezsilny (weź się odwołaj od jakiejś decyzji - może zbudujesz dom za 10 lat). Jestem z wykształcenia prawnikiem i urzędnikiem (skończyłem Krajową Szkołę Administracji Publicznej), więc powinienem być

 


uodporniony i przygotowany na to, ale wszystko to przeszło moje najśmielsze oczekiwania (a raczej najgorsze koszmary).

 

 


A propos - właśnie przeczytałem w ustawie, że decyzje o wyłączeniu spod produkcji rolnej należy uzyskać PRZED wydaniem pozwolenia na budowę. Czy ktoś może mi w takim razie wytlumaczyć, dlaczego na wniosku o odrolnienie jest opcja "jeśli wyłączenie następuje PO zrealizowaniu inwestycji"?

 

 


K...

 

 


Naprawde jest to niewiarygodnie wprost frustrujące - przecież te grunty są w miejscowym planie przeznaczone pod domki! Po cholerę jeszcze ludzi ciągać po urzędach?!? Szczególnie, że aby złożyć ww. wniosek, najpierw trzeba w Urzędzie Dzielnicy złożyć wniosek o wydanie wypisów/wyrysów, załacić (o tak!) odczekać swoje i to wszystko po to, aby złożyć nikomu niepotrzebny wniosek do urzędu, zapłacić (o tak!), odczekać swoje i przynieść to z powrotem w zębach do tego urzędu (lub tego obok - bez znaczenia). W każdym razie dostaje sie człowiek do takiego młyna urzędowego, gdzie go obraca i dosyła to tu (zasób kartograficzny po mapy), to tam (obskoczyć sąsiadów po akty notarialne, żeby udowodnić panu w urzędzie, że faktycznie służy nam służebność- a co go to KURFA obchodzi?!?!?!?). Po prostu jak o tym piszę, to mnie regularnie krew zalewa.

 

 


Muszę iść zapalić... [tik, tok, tik, tok, tik, tok. tik]

 

 


Jestem...Już trochę uspokojony.

 

 


A więc po kolei odwalałem kolejne problemy i zadania:

 

 


- mapki takie srakie i owakie (do celów projektowych i stan archiwalny, który, nota bene, chybe nigdzie mi się nie przydał, ale może się jeszcze przyda do przyłączy)

 


- warunki prądu i gazu u dostarczycieli (znowu - kogo KURFA obchodzi, skąd wezmę prąd i czy będe miał gaz czy nie??? a jak jestem Amiszem i chce siedzieć przy kominku i lampie naftowej to co? zabronią mi zbudowac dom? co na nonsens...). Prad poszedł jak spłatka, ale gaz trwał 3 miesiące i czystym fartem udało mi się wreszcie na okrągło dodzwonić do działu przyłączeń i sprawe załatwić - programowo nie odbierają tam telefonów

 


- uzgodnienia wszystkiego, co tylko się da - dostarczania wody i odbioru ścieków (wiadomo, że nie ma możliwości, ale pismo trzeba złożyć - super), zagospodarowania wód, scieków i zaopatrzenia w wodę (w odpowiedzi cytują jedynie obowiązujące przepisy i miejscowy plan zagospodarowania - więc prosze wytłumaczcie, PO CO TA SZOPKA??? po prostu trzeba robić zgodnie z prawem i kropka! czemu marnują mój czas i pieniądze podatnikow na takie bzdury???)

 


- moje ulubione uzgodnienie, to uzgodnienie zjazdu. W ustawie stoi, że uzgadniać trzeba zjazd na drogę publiczną. U nas nie ma zjazdu na droge publiczną, ale to wcale (zdaniem urzedników) nie znaczy, że możemy nie uzgadniać. Wręcz przeciwnie! Przecież oni muszą się upewnić, jak my z naszej działki będizmey wyjeżdżać! W związku z tym musieliśmy przedstawić akty notarialne WSZYSTKICH sąsiadów, po których działkach będzie wyjazd, żeby urząd uwierzył, że tam jest służebność. A mogą sobie sami to sprawdzić. Kufa. Fajnie, co?

 


- no i clue programu, czyli ochrona konserwatorska. całkiem niedawno dopiero do tego doszedłem czytając plan zagosp. przestrzennego. Oczywiście powinienem był to zrobić już dawno temu, ale wiadomo - doświadczenie to wiedza, która człowiek zdobywa chwile po tym, jak była mu potrzebna. W każdym razie stoi tam, ze działka jest pod ochroną i zmiany przezanczenia trzeba uzgodnić z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków. No to dzwonie tam i pytam się, co mam zrobić. Trafiam na szczęście na miła panią (pozdrawiam niniejszym Pania B.!), która mówi "Powsin? O hoho! Tam są stanowiska! Przyjdzie Pan do mnie, to powiem Panu szybko co trzeba". no to poleciałem i co sie okazuje? Że takie kółeczko kropkowane na wyrysie z planu to znaczy własnie stanowisko archeologiczne. Czyli ochrona do kwadratu. Pani idzie na urlop, ale chyba widząc moją przerażoną minę zgadza się szybko wydać warunki (kolejne podanie) i ogólnie jest niezwykle pomocna (poleca miłego Pana archeologa z UW i w ogóle). Realacja z tego za chwile

 

 


Nie wiem, czy to wszystkie papiery, które musiałem zgoromadzić - zapewne o kilku jeszcze zapomniałem. O pare następnych się zapewne upomną podczas analizowania mojego wniosku o wydanie pozwolenia na budowę gdyż...

 

 

 


ta dam!!!

 

 


W poniedziałek złożyłem tenże wniosek!!! Juhuuu!!!

 

 


Architekci sie najpierw popisali, bowiem oddali projekt w terminie tzn. w piątek (w terminie kolejnym oczywiście). Niestety okazało sie, że jednak się nie popisali, bo w weekend poczytałem ten wniosek i znalazłem w nim kupę baboli - pomylony nasz adres wszędzie, rozbudowa zamiast budowa, adresy poprzedniej inwestycji które im się przekleiły itp. Dramat. W poniedziałek rano więc dostali do poprawek z zaznaczonymi żołtymi postitami błedami. Na szczęscie poprawili (mam nadzieję, bo już nie sprawdzałem z braku czasu) i oddali po 16. Zanim wyrwałem sie z roboty była 16:30. Pędem do Copy General zszyć to wszystko (oddali w rozsypce bo jeszcze coś dokładałem, nieważne), W międzyczasie dzwonie po taryfę. Projekt się zszywa (dziękuję niniejszym miłej obsłudzę Copy General przy Nowym Świecie i nie, nie dostaje żadnej forsy od CG za kryptoreklamę :) ). Pędzę zdezelowaną taryfą o Vmax=56 km/h do urzędu, gdzie wpadam z obłedem w oczach o 17:30 (poniedziałek, więc czynni sa do 18 ). Już wyciagam wniosek, już chce składać, gdzu nagle przypominam sobie, że .... strony sa nie ponumerowane!

 

 


Uo jeżu! Siadam więc przy biureczku, pena łapię w spoconą dłoń i ropoczynam frenetyczne numerowanie. Wiecie, ile trwa wpisanie prawie 400 numerków? Ja wiem - pół godziny! Kończe więc o 18:01 pod piorunującym wzrokiem strażnika, który ma ochote wywalić mnie za drzwi. Na szczęście pani w urzędzie chyba mają dobry polew za mnie (spociłem się przy tym numerowaniu jeszcze bardziej) i przyjmują mi wniosek.

 

 


Ufff....

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...