Harce na górce, czyli jak Ofca ze Smokiem chatkę budowali
Nie wiem, czy to wszystkie papiery, które musiałem zgoromadzić - zapewne o kilku jeszcze zapomniałem. O pare następnych się zapewne upomną podczas analizowania mojego wniosku o wydanie pozwolenia na budowę gdyż...
No i kurna wykrakałem.... Ale po kolei...
W ogóle to witam wszystkich po wakacyjnej przerwie - tęskniliście?
No już, już, już - spokojnie. Wróciłem i jestem wyluzowanym, pogodzonym z życiem inwestorem rodem z buddyjskiego klasztoru.
A tak serio, to naprawde wakacje mnie mocno uspokoiły - tak bardzo, że nawet nie chciało mi się zbytnio wracać do tego całego budowania. No ale mus to mus - gdzieś mieszkać trzeba. W każdym razie polecam wszystkim zestresowanym i doprowadzonym do ostateczności wycieczkę gdzieś, gdzie dni sa gorące a przyroda zapiera dech w piersiach - z daleka (i wysoka) można sobie nastawić prawidłową perspektywę.
Anyway - nie chciało mi się wracać do budowania, nie czytałem nawet forum (nie mówiąc o pisaniu), przestałem kupowac muratora i inne magsy budowlane (szok, nie?) i bylem ZEN. A że jeszcze troche mieliśmy problemów ze zdrowiem, to już kompletnie nabraliśmy dystansu - że nie to w życiu jest najważniejsze itp.
Sami wiecie...
Nolens volens wprzęglismy się znowu w ten wózek i zaczęliśmy go ciągnąć pod tę górę.
Jeszcze przed wyjazdem okazało się, że nasz projekt trafił w Urzędzie Miasta do faceta, przed którym nas ostrzegano. Żeby było fajniej jeszcze, to przebywającego właśnie na urlopie. Niezły początek.
Po powrocie uzgodniliśmy, że to Żona, jako niewiasta, będzie walczyć z Panem Inspektorem. Jakiś miesiąc temu udała się wiec do niego z dużym dekoltem na rozmowę.
No i zgadnijcie co? OCZYWIŚCIE BRAKOWAŁO JESZCZE CAŁEJ STERY DOKUMENTÓW!!! (stąd ten cytat na wstępie).
Począwszy od ZUDu (czy ktos mi wskaże, gdzie w prawie stoi, że trza to mieć?), poprzez ostatni kwit od Konserwatora Zabytków (tu na szczęscie bez problemów się obyło - ponownie pozdrawiam Panią B.), wspomniane już odrolnienie (którego oczywiście wciąż nie było), ostateczny kwit z uzgodnieniem zjazdu (też trzeba było popędzać), po najfajniejszą sprawę - uzgodnienie z Komendą Główna Policji (bo ponoć mają na tym terenie jakiś swoje druciki).
No po prostu szok. Szkoda, że zaświadczenia o cnotliwości od lokalnego biskupa nie trzeba przedstawić. Szczególnie, że my na takowe szanse mamy raczej marne
No i Inspektor Gadżet znalazł oczywiscie jeszcze błędy w samym projekcie. Żona w tym momencie się lekko zirytowała i tak opierd.....niczyła architketa, że się wzięli obaj ostro do roboty. Chyba podziałała groxba nie wypłacenia reszty forsy. Minus jest taki, że ewidentnie nie chca nam dać reszty projektu (część wykonawczą). Hm... A tam zbrojenie stropów jest....
W każdym razie po zebraniu tej kolejnej kupki papierów, kolejnych wizytach popartych szantażem emocjonalnym ze strony Żony (na problemy: ryk, na facetów zawsze to działa) Inspektor ponoć przekazał zaopiniowany projekt i decyzję do podpisu.
Podpis miał być dziś. NIe ma. Może jutro. ALbo i nie.
A tymczasem czas mija, zaraz nie będzie po co zaczynać. Ale co tam - jestem ZEN.
Ach - jeszcze jedna niespodzianka po drodze! Odezwał się do mnie Prezes Urzędu Regulacji Energetyki, którego wkurzyło to, że gazownia mi dała "odmowę podania warunków" (czyli że mi zrobią przyłącze, jak sam je se narysuje, czytaj: zapłacę xxx PLN). Ciekawe co z tego wyniknie.
To chyba na tyle, jeśli chodzi o papierologię...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia