dziennik A&J&F
Święta minęły, ale w dzienniku odnotować trzeba wydarzenie, które miało miejsce 23 grudnia.
A było to tak:
Wziąłem wolny dzień na ostatnie przedświąteczne przygotowania, zakupy etc. Tego dnia też umówiłem dostawę tony pelletu, bo ostatnie mrozy sprawiły, że zapas opału kurczył się w zawrotnym tempie. Tego dnia mialy też przyjechać drzwi wewnętrzne i przeciwpożarowe do kotłowni i garażu.
Oczywiście dwaj panowie transportowcy zadzwonili prawie w tym samym czasie, że "już dojeżdżają" -ja sam z z synkiem w samochodzie, ledwo się przebiłem przez roztopioną nasza drogę dojazdową.
Na miejscu wszędzie stało pełno wody po roztopionym sniegu, a na drodze pod wodą lód. Mimo kilku prób kierowcy od pelletu nie udało się wystawić palety z pelletem pod sam dom, a jak już się wycofywał, to zrobił to z taką fantazją, że zahaczył swoją ciężarówką o kabel doprowadzający prowizorkę elektryczną do nas i do sąsiada- zanim się zorientowałem, zdążyłem tylko zobaczyć łamiące się słupy, snop iskier na naszym płocie i było po zawodach.
Pierwsza reakcja: pobiegłem do skrzynki elektrycznej w domu i powyłączałem wszystkie korki a potem wziąłem na ręce synka, który na szczęście był w tym czasie w domu. Nie wiedziałem co dalej robić, bo nie byłem pewien czy w tych wiszących kablach jest napięcie.
Prąd wysiadł też u sąsiada, który nam tę prowizorkę użycza i mieszka już w swoim domu z rodziną od jakiegoś czasu. Zadowolony nie był -wcale mu się nie dziwię (przygotowania do pierwszego świątecznego zjazdu rodzinnego w pełni) ale też szybko wyłączył wszystkie korki w swojej skrzynce i dał od razu telefon do swojego elektryka.
Obdzwoniłem w sumie 3 elektryków, którzy za nic nie chcieli się ruszyć z domu i Pogotowie Energetyczne- Pan dyspozytor powiedział mi, że mają planowe reklamacje i nie wie czy przyjedzie ekipa.... miałem więc już wizję spędzenia Świąt w kotłowni dorzucając do pieca co godzinę...
Na szczęście Pogotowie Energetyczne przyjechało-obejrzeli i powiedzieli, ze kable są całe, tylko izolacja poprzerywana w kilku miejscach, moja skrzynka na zewnątrz potrzaskana z wyrwanym podlicznikiem. Podłączyli prąd sąsiadowi i obiecali, ze wrócą za pół godziny bo mają inne pilne wezwanie.
Odetchnąłem z ulgą bo dali nadzieję na ratowanie sytuacji. Miałem też czas by odstawić synka do babci. jak wróciłem to słupy już stały -ciut niższe bo nie dało się już ich połączyć z wkopaną częścią, za to solidnie przymocowane liną stalową do slupów narożnych ogrodzenia. Panowie z Energetyki poutyskiwali trochę na partyzantkę naszej prowizorki, ale zaizolowali kable i powiedzieli, że albo będzie działać albo nie- na szczęście zadziałało - koszt wyceniony przez p. Inżyniera (jak mówiło nim drugi fachowiec z energetyki) to 3 paczki (czytaj 300zł)
Zapominałbym dodać o Sprawcy wypadku- młody chłopak, chyba się trochę wystraszył i wyprosił by spisac oświadczenie o zdarzeniu i jego winie, ale prywatnym samochodem- zgodziłem się. Ale tez musiałem poprosić sąsiada by to on podpisał się jako poszkodowany, bo formalnie to my nie mamy umowy z Energetyką na prąd budowlany. Miły siąsiad nawet in blanco chciał podpisać to oświadczenie .
Przyznam, że to oświadczenie to zachowam tylko na pamiątkę i nie zgłoszę tego do ubezpieczalni, bo nie mam siły na użeranie się z rzeczoznawcami i nie chcę angażować sąsiada, który pewnie musiałby podpisac jeszcze masę papierów.
Czekamy zatem z utęsknieniem na docelowy prąd i nie zrażeni (ani nie porażeni) szukamy glazury na górną łazienkę.
p.s. pierwsze śniegi i roztopy zweryfikowały też jakoś obróbek przy oknach dachowych- wynik: okna łazienkowe przeciekają. Zatem czekają nas poprawki przy dachu- do trzech razy sztuka- oby po raz ostatni.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia