W Kasztanowej Aleji
Jak widać na zdjęciach mamy już przywiezione pustaki stropowe, wczoraj przyjechały też belki. Panowie mieli do mnie dzwonić, jak będą wyjeżdżać z fabryki, cobym zdążyła podjechac na budowę i zapłacić za transport. Po 9 sama zadzwoniłam i dowiedziałam się, że... wyjechali o 7, już pewnie rozładowują grrr... Pojechałam na budowę i oczywiście po przewoźniku nie było już śladu. Czekałam więc cierpliwie na drugi transport, czekałam, czekałam... Wykonawca napomknął mi, że przewoźnik dostał w trakcie rozładunku telefon i odjechał bardzo zdenerwowany. Acha... Zostawiłam więc pieniądze wykonawcy i pojechałam do pracy. Koło 17 mąż zadzwonił do fabryki i spytał, co z naszym stropem. Dowiedział się, że się czepia, że przecież wykonawca ma na razie co robić, a oni nie wyrabiają się z transportami, a wogóle to przewoźnik nie jest od nich i oni za niego nie odpowiadają. Wszystko pięknie, tylko czemu nikt nie mógł do mnie rano zadzwonić i jasno przedstawić sprawy? Ech...
Za to wykonawca był słodki jak miód - jakby z zupełnie innym człowiekiem sie rozmawiało, nie do uwierzenia, że ma tak dwoistą naturę. Znowu jeden pracownik nie stawił mu się do pracy, a drugiego pobili tak, że ma połamane żebra. I pewnie nawet to prawda. Wykonawca ocenia, że strop zalewać będziemy w piątek, więc ja uważam, że tak koło poniedziałku
Złożyłam wczoraj papiery o drugą transzę kredytu. Dałam im zdjęcia, a oni i tak dziś na inspekcję fotograficzną przyjeżdżają Mam nadzieję, że wypłacą jak najszybciej, bo trzeba długi pooddawać. Dostaliśmy 35k pierwszej transzy, a robót musielismy zrobić za 65k(według kosztorysu), żeby dostać drugą Na prostą wyjdziemy dopiero, jak sprzedamy mieszkanie na wiosnę, a na razie jest ciągła nerwówka. Znowu ech...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia