DB Pewnej Szalonej Rodziny
Sobota 30 sierpnia 2008 r.
Cały dzień rodzinnie i uczciwie spędzony na budowie.
Dzieci tradycyjnie dokonywały aktu zniszczenia na górze piasku budowlanego gatunek I.
Sopelkiewicz wyrównał teren przed domem. Jako że koparkowy nadal się nie pokazał, by wyrównać opozostawione po zasypywaniu wodociągu góry i wądoły, mąż mój postanowił uporać się z tym sam. Wyrównywanie polegało mniej więcej na:
a) próbach ( cokolwiek nieudanych ) podważenia takiej gliniastej muldy sztychówką;
b) skrupulatnym dziabaniu wierzchu takiej górki sztychówką;
c)zrzucaniu do wądołu i delikatnym ubijaniu tego co udało się udziabać (delikatnie po to, by się nie zapadło za bardzo i nie zepsuło wrażenia, ze teren jest już prawie równy ).
Jestem z mojego męża naprawdę dumna! Robota to by la niemal galernicza! Nam kobietom wydaje się to takie proste. Phi! Każdy potrafi! Któregoś dnia wzięłam sztychówke w garść i wbiłam w glinę. Dziękuję Bogu, że nie wybiłam sobie przednich ząbków. W ogóle żadnych. Sztychówka zamiast, wedle moich oczekiwań zanurzyć się w glinie najlepiej po sam trzonek, odbiła się od podłoża i walnęła mnie uchwytem w brodę! Dawno nie byłam taka zdziwiona! Jak to? Przecież glina to przecież jest ziemia, a w ogóle materiał mam wrażenie plastyczny?!!! W dodatku wczoraj trochę padało? Mężuś wytłumaczył mi, że owszem glina jest bardzo plastyczna, zwłaszcza jeśli chodzi o dokładne odbijanie wzoru buta. Całego. Jeszcze lepiej z nogawką spodni. Jednak jedynie wtedy, gdy w danym momencie pada. Natomiast u nas jest spadek terenu i jak tylko przestanie padać, to woda spływa tworząc coś w stylu górskich kanionów, ewentualnie jeziorek polodowcowych. Pierwsze promienie słońca utwardzają to na kamień, żelazo, irydoplatynę...(gdzieś czytałam, że to strasznie twardy materiał...? No dobra, zdaje się, że osm chyba jest najtwardszym metalem, ale nie bądźmy tacy drobiazgowi... ta irydoplatyna fajniej brzmi... ) tak czy siak nasza glina ( zwana przez miejscowych „Celiną” ) jest nie-do-ukopania. Sopelkiewicz udziabał ją jak potrafił, przypłacił to potem zalewającym czoło, bólem pleców, rąk i nogi ( noga to od dociskania sztychówki - nota bene też dla mnie zagadka. Dla mnie używanie nogi przy kopaniu czegokolwiek, wcale nie ułatwia wbicia łopaty w ziemię. Powoduje jedynie, że łatwo tracę równowagę i porządne obuwie, czemu jak nietrudno się domyślić towarzyszy również utrata dobrego humoru ). Tak czy siak kawał roboty wykonał!
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/1/2/2/36617342_d.jpg
Potem dowieźli nam brakujące do szamba 6 kręgów i 4 pokrywy ( jedna do studni chłonnej, w której zdążyły już popełnić samobójstwo trzy żaby, w tym jedna piękna zielona oraz jedna nornica. Nornica również, nie w tym. Tej ostatniej mi nie żal, jej ofiarę z życia potraktuję jako dobry omen dla mojego przyszłego ogródka... )
Uwaga teraz będą zdjęcia drastyczne! Oto zwłoki naszych działkowych lokatorów:
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/6/0/3/36570261_d.jpg
Sopelkiewicz wraz z przemiłymi chłopakami od transportu przykryli studnię chłonną. :) Oczywiście usunął z niej zwłoki. Co prawda nie najpierw, a potem, przez otwór w klapie... No mieliśmy ubaw.. Jak to mówią: robota kocha głupiego. Wiedziałam, że ja tak mam , ale mój mąż? A zresztą... Swój do swego ciągnie...
Oto nasz sposób na nieplanowane zamachy samobójcze:
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/5/6/36617341_d.jpg
Dodam uczciwie, aczkolwiek niechętnie , że ja raczej przez cały dzień się opiep....ałam jak mogłam. No owszem, zrobiłam rodzinie kiełbaski na naszym budowlanym grillu i porobiłam fotki do dokumentacji technicznej budowy:
Stan prac po czterech dniach murowania:
ściany od południa:
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/1/5/36569992_d.jpg
widok na wschód z małego pokoju:
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/4/0/36569997_d.jpg
I cała panorama za domem:
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/7/1/36569999_d.jpg
I mury od wschodu:
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/6/4/36570256_d.jpg
Żeby sobie nikt nie myślał, że u nas na budowie to taka sielanka, to zamieszczam widok ogólny:
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/8/1/36569993_d.jpg
od razu swojsko widać cały bajzel... w prawym dolnym rogu widać kawałek tego, co Sopelkiewicz później dziabał...
Pozgarniałam także ze czterdzieści łopat piasku rozwleczonego przez moje dzieci, ale poza tym to siedziałam na pustakach ceramicznych w salonie, popijałam dog in the fog i kontemplowałam widok z salonu. ... Przy okazji dorobiłam się kilku kolejnych zmarszczek od słońca...
Od tego foga i słoneczka na niebie wyszło mi (oprócz wspomnianych zmarszczek ) takie coś:
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/9/3/36569991_d.jpg
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/5/2/36569995_d.jpg
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/8/6/3/36569998_d.jpg
jak człowiek ma bliskie spotkania trzeciego stopnia z ceramiką poryzowaną to niechybnie oznacza, że nie na jednym fogu się skończyło...
Na koniec dnia mężuś odisprobitował przywiezione kręgi i teraz można już koparkowego Mistrzunia wzywać do kopania szamba! A potem... mogę siać trawę. Yuuuuhuuuu!!!!!!!!
Oto pomalowane kolejne 6 kręgów szambiastych:
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/0/9/8/36383983_d.jpg
A to całość:
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/9/8/36617338_d.jpg
Jeszcze parę fotek ku pamięci:
Wyjście na wodę. Rura gładka – do wodociagów, rura postrzępiona ( dla odmiany ) do studni.
Piszę to tutaj ku pamięci, bowiem jednym z mankamentów mojego umysłu jest to, że jak do zapamiętania są dwie różne opcje – zawsze je pomylę. Trzy lub więcej opcji – nie ma problemu. Dwie – wieczna wątpliwość. Np. rano biała tabletka wieczorem żółta. A może rano żółta a biała wieczorem? Nie wlewa się kwasu do wody, czy wody do kwasu? No dobra, pomocne są w niektórych przypadkach wierszyki typu: „pamiętaj chemiku młody, zawsze wlewaj kwas do wody.” Tak samo jest chyba z gipsem budowlanym. Za to z naleśnikami zdaje się, że odwrotnie. To znaczy, nie chodzi mi o wrzucanie naleśników do wody tylko o łączenie mąki z wodą. Ewentualnie z mlekiem..... tak czy siak nie mogę wymyślać wierszyków na każdą okazję. Mózg przecież mi się zlasuje... O właśnie lasowanie... Nigdy tak od razu nie wiem, które wapno jest żrąc: palone czy gaszone. Dopiero jak się zastanowię i wezmę na logikę, że ten tlen się wiąże i wtedy mamy odczyn alkaliczny... to ok., wiem, ale tak z biegu powiedzieć to, czy to - to nie ma szans! I z tymi rurami teraz – Maestro powiedział, żeby się nie pomyliły - ta gładka to od wodociągu, a poszarpana to od studni. (Kurcze a może na odwrót? Jednak jakiś czas temu to było i mogłam na wstępie pokiełbasić!)
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/9/9/36570000_d.jpg
A tu zalążek drzwi od kotłowni:
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/6/0/2/36570255_d.jpg
bo nie wiadomo jak to będzie z naszym gazem...
Tu taras południowo wschodni – nasypać to cholerstwo ziemią, czy zrobić schodki i taras na równo z trawą w ogrodzie?
http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/7/6/36570257_d.jpg
Z takimi to pytaniami wróciliśmy do domu po mile i owocnie spędzonym dniu na budowie
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia