DB Pewnej Szalonej Rodziny
piątek 26 września 2008 r.
Zaczyna się rozjaśniać. :) Dalej zimno jak diabli, ale przynajmniej nie pada. Na działce podobno bagno nad bagnami i tylko żaby mogą się bezkarnie poruszać po naszych włościach. Ponieważ jestem nieodpowiedzialna, postanowiłam się rozchorować i wszystkie budowlano-logistyczne obowiązki zrzucić na biedne barki męża. Zołza po prostu ze mnie.
W związku z powyższym Sopelkiewicz będzie musiał:
a) w sobotę sprowadzić Cappo na budowę i pomierzyć z nim odległości ścian w naturze. Coby strop zamówić.
b) odnależć naszego geodetę w celu zbobycia jego autografu do naszego dziennika budowy. Nie, żeby mi na tym specjalnie zależało, ale takie ekstraordynaryjne wymagania w nadzorze budwlanym mają. Zachcianki jak u baby w ciąży, phi!
c) ugadać ekipę do dokończenia naszego parteru mimo kapryśnej aury. Została jeszcze połowa nadproży no i strop.
d) poszukać stropu w hurtowniach. Taniego i solidnego. Mamy na oku taką jedną firmę...
Niezależnie od mojej choroby, musi też pojechać do prądowni i podpisać z nimi umowę, bo znowu wypisy nam się wściekną i ważność stracą...
Z tym prądem to w ogóle przeboje. W końcu mamy tą decyzję z gminy o zgodzie na słup prądowy. Ale ta zgoda jest tak sformułowana, żeby przypadkiem z niej wprost nie wynikało, że możemy postawić słup tam, gdzie mamy w planach. Pozostaje mi jedynie nadzieja, że takie pokrętne decyzje to dla energetyki chleb powszedni i się nie przyczepią. Zobaczymy. Jak się przyczepią, to już nie wiem co zrobimy. Będziemy mieszkać przy lampie naftowej. Albo piep..nę tym wszystkim w cholerę. Nie mam siły użerać się z biurokratyczną masą!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia