Początek
NO TO JESTEM PRZEPROWADZONA.....
Kolejne pakowanie , sortowanie, sprzątanie....dało nam solidnie w kość!!I niewątpliwie było dużo trudniejsze niż poprzednie.Przedewszystkim, brak czasu mnogość obowiązków, sprzątania ( tu i tam) latanie po sklepach,coby dokupić niezbędniki potrzebne do japońskiej ( jakotako) egzystencji..Pogodzenie tego wszystkiego jest fizycznie niemożliwe!!To był najbardziej wyczerpujący etap budowy.Przynajmniej dla mnie..Najwyżej 4 godz. snu na dobę od jakiegoś tygodnia Praca zawodowa( również w soboty i niedziele)
Sama nie mogę uwierzyć w to że nam się udało przez to przebrnąć!!
Chociaż u mnie, jak to u mnie- nie obyło się bez niespodzianek i nieprzewidzianych okoliczności....Ja chyba jakaś popaprana jestem,że mnie się te wszystkie rewelacje czepiają....
Sobota rano. Bardzo rano..4.30 pobudka. Mąż na budowie. Ja w mieszkaniu. Syn również.Czeka mnie dokończenie pakowania, które jest daleko w polu...Raczej więcej rzeczy jest do zapakowania niż mniej!Bolą mnie wszystkie mięśnie, ścięgna i nawet rzęsy Skurcze łapią co popadnie..łydki, uda, ramiona, ba nawet stopy A samochód zamowiony na 12. Ja do pracy na 10. Do tej pory wszystko musi być spakowane....
No i się udało..polazłam do roboty, pozostawiając mężowi pole do działania...W pracy mogłam trochę odsapnąć Ale nie na długo..O jakiejś 12.15 telefon
-Słuchaj kota nie ma...-
-Jak to nie ma?!?!- czuję jak zaczyna mi drżeć każda cząstka ciała, nawet włosy...
-No nie ma!!!.Szukaliśmy wszędzie-mężulek głos ma niewyraźny....
Tutaj powinnam dodać,że mój koteczek , chociaż rasowy, to jakiś przekombinowany ma charakterek.Strachliwy, płochliwy, nieśmiały...No taki ogólnie camciaramcia..Lecz nie kiedy budzi się w nim dziki zwierz!!!Staje się wtedy dziki, łowny, nieobliczalny...Do każdego leci z pazurami i poluje dosłownie na wszystko!!Myszy, muchy,swoje odbicie w lustrze, moje gołe łydki i frędzle na kocu....a nawet na deseń na materiale...
No i teraz nie wiedzieliśmy która natura go wezwała? Czy się schował do jakiegoś wora, szafy i miauczy jak połknięty gwizdek, czy wyczuwając napiętą atmosferę postanowiłskorzystać z zamieszania i dać nogę na łowy????
W trymiga, nie zważając na pracę zarobkową, zobowiązania i godziny przcy, zmknęłam budę i chajda na poszukiwania koteczka!!W mieszkaniu zastalam nieźle zdenerwowaną grupkę bliskich mi ludzików.każden popłoch miał w oczętach..Cała przeprowadzka została zarzucona.Wszystkie graty, pakunki, pakuneczki sru...na glebę. W odwloku wszystko inne..Przeprowadzka, transport, wynajęci ludzie noszowi..Tylko niech koteczek się znajdzie!!!!!Wszyscy szukać uciekiniera!!!!Łaziliśmy po okolicy jak jakieś obłońkańcy..Zaglądaliśmy w każdy śmietnik, dziurę, wnękę, pokładaliśmy się na ziemi wypatrując go pod samochodami....Niewątpliwie stanowiliśmy dość osobliwy widok!!!Szukanie okazało się bez owocne.Zrezygnowaliśmy, poganiani przez tragarzy Nic nam się nie chciało...Zalamani, krokiem straceńców, powróciliśmy do mieszkania.Panowie powrocili do targanki, a my dywagowaliśmy jak to się mogło stać?!?!Ja się poryczałam tak chaniebnie że gile same mi wylazły z kinola i trza je było uprzątnąć. Udałam się w tym celu do łazienki po sralną bumagę, co to za chusteczki czasami robi i co widzę MÓJ KOT NA PRALCE SOBIE SIEDZI I PATRZY NA MNIE WIELGACHNYMI, WYLĘKNIONYMI OCZAMI.
NASZ KOTECZEK!!! Wrzask który wydarła sobie z płuc, cała nasza rodzina, spowodował czmychnięcie zwierza za pralkę!!!Ale schylając się za rzeczoną...Zwierza nie widać???? No co jest???/Okazało się , że w rogu( tym najciemniejszym)Jest dzira ( brak kafelki i wnęka)i tam to naszę kocie znalazło schronienie....
Pojawienie się kotka, na łonie rodziny podwójnie zdopingowało wszystkich....I mogę powiedzieć że w ciągu trzech godzin ( dwa kursy) udało nam się nasz dobytek uchnąć w NOWEJ CHACIE!!!!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia