Dziennik Ged'a
Z papą jeszcze nie koniec - czasu było mało - samochód mojej połowicy trzeba było holować do mechanika. Podtopiło się mocowanie bezpiecznika i panowie z dawnego Polmozbytu chcieli najpierw "płytkę", a potem "komputer" wymieniać. Fajna firma - 6 stanowisk, 6 mechaników, 0 samochodów.
Kilka dni temu drzewka nasze pryskał dziadek Józek - dochodzi do 80. Na 7 drzewek wylał 8 litrów owadofosu, a gdy mu zwróciłem delikatnie uwagę, że trochę za dużo, to na całą resztę, prawie 50 szt. zużył 4 litry. Części nie zrobił w ogóle bo zapomniał które robił, a które nie.
Mamy nowego kota, ale chyba nie zostanie na stałe bo kolega syna dostał pozwoleństwo od rodziców na zwierzaka i szkoda byłoby zmarnować tę szansę. Niech się dzieciak cieszy. Z kotem nie ma wiele roboty.
Cały czas na działce pracuje "człowiek", zasypuje oczyszczalnie, pomaga przy izolacjach, jest do kogo gębę otworzyć.
Przyjechało 2 samochody żwiru rzecznego okrągłego do zasypania domu. Miało go nie być, ale być musi. Przekonałem się gdy zamuliło drenaż opaskowy. Centymetr mojego iłu całkowicie tamuje przepływ wody. Dom MUSI być obsypany żwirem, potem "szmata" (geowłóknina) i dopiero rodzimy grunt. Dobrze, że nie zasypałem fundamentów na jesieni poprzedniego roku, dziś ściany byłyby mokre. Co się odwlecze to nie uciecze, a nowe pomysły przyjdą same.
Późne czereśnie dojrzewają, niestety nie nadają się do spożycia, mięsko w nich zawarte powoli nabiera tłuszczyku. Szkoda - wyglądają na bardzo smaczne. Dwa lata temu próbowałem z tym walczyć, ale się nie udało. Za rok wybiorę jedno drzewo i spróbuję nie dać się robalom.
Da się pojeść malin owocujących na zeszłorocznych pędach...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia