Dziennik Ged'a
niedziela 11 listopada
Ale sypnęło. Nie da się wjechać na naszą górę na letnich oponach. Po południu pojechaliśmy do Krakowa, już nie wróciliśmy normalnie. Ostatnie 4 kilometry trzeba było iść pieszo. Szedłem ja. Cała reszta rodziny została w samochodzie. Moim zadaniem było dotrzeć do domu, znaleźć łańcuchy, wrócić, założyć, wziąć samochód żony na sznurek i przyholować. Ostatecznie dotarłem do domu, ale łańcuchów po przeprowadzce nie znalazłem, poprosiłem o pomoc sąsiada, ma nowe śniegowe opony, fajnie się drogi trzymają, wróciliśmy, ale samochody zostały na dole ...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia