Retrospekcje Wlowika
Lato 2004.
Drzwi zewnętrzne zamontowała ekipa budowlana jeszcze przed tynkowaniem, więc z zamknięciem domu nie było kłopotu. Wprawdzie tylko na klamkę, ale tynkarze i tak zepsuli zamek, więc zamknięcie pewne. Szyldziki, zamki i klamki nie stanowiły na szczęście większego problemu, ot tylko trochę dłubaniny, i wszystko pasowało.
Przyjechała też wreszcie brama garażowa "Horman" zamówiona w kwietniu. Kilka godzin pracy i Panowie monterzy poprosili o odbiór. Nie ma to jak dobrze wykonane pomiary... Wszystko co do milimetra pasowało. I działało !
To wielka ulga móc się zamknąć we własnym domu i przespać przedpołudnie na polowym łóżku... Cisza i spokój, aż się robić nie chce...
A robić trza ! Samo się nie zrobi...
Instalacja wodna wewnątrz czeka, a ja podchodzę do niej jak pies do jeża. Od czego zacząć ? Od zaplanowania... Tego w projekcie nie ma, a nawet gdyby było, to łazienka jest inna, inne sprzęty, inne lokalizacje i inna technologia. Zdecydowałem się na system Hepwortha z rurek polibutylenowych i tego sie trzymałem. Początek instalacji to było poskręcanie zespołu wodomierza, czyli "pryszcz", hipotetyczne podłączenie do nieistniejącej rury doprowadzającej wodę, umocowanie do ściany i rozprowadzenie. Realizacja w świecie iście wirtualnym. Tu będzie taka zabudowa, tam inna, tu trzeba najpierw umocować profil pod karton-gips, tam odwrotnie... Ale w sumie, to robota łatwa i przyjemna, jak rurka za długa o 3 mm, to rozłączyć, przyciąć i złożyć. Bez siłowania, grzania, parzenia... Na rurki od razu otulina, uchwyt mocujący i do ściany. Gorzej będzie z systemem CO, bo tam nawet jeszcze brak koncepcji...
W dodatku w rejonie pieca trzeba najpierw wykafelkować ściany i podłogę, potem będzie to nie możliwe. A pod kafelkami ma być mata grzejąca... To trzeba ją ułożyć, dopasować, poprzycinać... I wszystko na raz i na wczoraj...
No, ale to w końcu ja sam zdecydowalm, że robię sam... Szkoda tylko, że wylewka w łazience jest niezbyt równa. Trudno, to latać nie będzie. Kompromis jeden za drugim... Dobrze, że po ścianach mogę swobodnie smarować mazakiem, od razu widać co i gdzie.
W wolnych chwilach, to znaczy, kiedy nie wiem w co wsadzić ręce, odwalam robotę dekarzy. Bo tak niestety wyszło, że Panowie od solarów nie dogadali się z dekarzami i panele zostały osadzone po zejśćiu dekarzy z dachu. Dzięki temu, między oknami połaciowymi, a panelami pozostała przestrzeń na dwie połówki dachówek... Z obu stron paneli... Czyli, trzeba przyciąć dwie dachówki, skleić , ułożyć i przykręcić... Na szczęście tarcza diamentowa do cięcia laminatu tnie beton jak burza ! Cienka i delikatna przy 15 tys. obrotów jakie daje Bosh, staje się ostra jak brzytwa i wchodzi w beton jak w masło...
Jeszcze chwila i dach będzie gotowy na ulewy, choć i tak podczas deszczu nigdzie nie cieknie...
...Eee, chyba nie prawda.
c.d.n.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia