Pamiętnik mojej mamy
15.10 Około godz. 7.30 został położony pierwszy kamień (bloczek) pod budowę ścian. Od tego czasu rozpoczęła się prawdziwa budowa domu. Musimy się śpieszyć, chociaż są różne (niezależne od nas) przeszkody jak np. zła, deszczowa pogoda, choroba murarza.
Po zasypaniu fundamentów dzwonię do murarza, że mozemy zaczynać, niestety murarz na "lumbago" Znowu obsuwa. Po tygodniu wreszcie zaczynamy. Każdego ranka runda po murarza, teścia, którego zatrudniamy jako pomocnika i na budowę. Załatwiam jakieś drobiazgi, odwożę samochód mężowi do pracy, zdaję relację i sama idę do pracy. Po południu a raczej wieczorem podobnie tylko w wykonaniu M. Dobrze, że pracuję w tak dziwnych godzinach. Jak już pisałam wcześniej. murarz zrobił na nas dosyć dobre wrażenie ale okazało się, że to tylko pozory. W czasie gdy kładł nam pierwszą warstwę pustaków zasypowych, było jeszcze jako tako. Nasłuchaliśmy się jednak o tym jak on dobrze pracuje i jak wszyscy byli z niego zadowoleni. No, myślę sobie mamy gadułę, ale o ile to co mówi jest prawdą będzie OK. Gdybym wiedziała ile on nas będzie kosztował nerwów, to to jego lumbago wykorzystałabym na zmianę murarza. Wstępnie robiłam już rozeznanie tak na wszelki wypadek. No cóż murarz wyzdrowiał i zaczęła się nasza przygoda pod tytułem "Pan Rysio". Po dosyć krótkim czasie zorientowałam się, że p. Rysio nie umie czytać projektu. Tak oczywiste rzeczy jak to, że fragmenty ścian gdzie będą się opierać podciągi muszą być zrobione z cegieł, nie robiły na nim żadnego wrażenia. Gdyby M. nie zwrócił mu uwagi, że w projekcie fragment ściany, którą właśnie wymurował musi być z cegieł. to wszystkie ściany mielibyśmy z betonu komórkowego i trzeba by było wyburzyć połowę domu a nie tylko fragment ściany. Jeszcze lepiej zrobił przy filarkach pomiędzy oknami w salonie. Filarki te też muszą być z cegieł. Trudność polegała na tym, że ściana ta jest ustawiona pod kątem 40 stopni. Cegły aby zachować przemienność łączeń musiały być odpowiednio przycinane. Bogdan kolega M. (był wtedy pomocnikiem za teścia) to "łebski" facet, gdy murarz był zajęty murarką, przyciął mu pod odpowiednim kątem cegły. Po wymurowaniu jednego filarka, dwie cegły zostały na wzór tak aby na drugi dzień murarz nie musiał pół dnia zastanawiać się jak je przyciąć. Jak myślicie co zrobił murarz? (pomagał mu już teść). Ułożył te dwie cegły na zaprawę, nie zaznaczając na innych wzoru. Przez całą budowę, trzeba było go bardzo i to bardzo pilnować. Ja lepiej umiałam czytać projekt niż murarz. Pracować też mu się zbytnio nie chciało, ale o to żeby w ciągu dnia zrobił swoje dbał już teść. Pan Rysio woła "Panie Kaziku jeszcze tylko pół worka zaprawy i kończymy" a teść "pac" do taczki cały worek i murarz kończył wtedy, gdy wyrobił całą zaprawę. Wiem co powiecie, trzeba go było z hukiem wyrzucić, no cóż z pewnych względów nie chcieliśmy tego zrobić. Tak nam dał w skórę, że ściany działowe M. chce wymurować sam. Będzie to może dłużej trwało ale jak go znam będzie to bardzo i to bardzo dokładnie zrobione. Po zakończeniu prac przez murarza, głośno obiecujemy mu, że weźmiemy go do ścian działowych ale w duchu myślimy, nigdy w życiu p. Rysia nie chcemy widzieć na oczy. Nie możemy jednak zrozumieć jak Piotr mógł nam polecić takiego patałacha. Nie chcemy jednak psuć sobie z nim stosunków, będziemy go potrzebować jeszcze kilkakrotnie, a to jest naprawdę świetny fachowiec. Jak potrzebujemy go na budowie to "odskakuje" ze swojej pracy na jeden dzień tak jak nam pasuje. Taka przestroga dla wszystkich na podstawie własnego doświadczenia. Fachowiec dużo mówiący to nie fachowiec, zapamiętajcie to sobie.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia