Pamiętnik mojej mamy
Temat elektryk.
Uzgadniamy z bratem M., że zrobi nam instalację elektryczną. Pomaga nam policzyć ile i jakiego kabla będziemy potrzebować, ile puszek i jakich rozmiarów. Robię rozpoznanie po hurtowniach, róznice w cenach dosyć duże. Od koleżanki, która też buduje dowiaduję się o tanim sklepie w jej miejscowości. Jadę na zakupy. Przy okazji kupuję także wszystkie potrzebne wyłączniki i gniazdka. O ile wygląd wyłączników to była sprawa otwarta, to to, że muszą być podświetlane było rzeczą oczywistą. Dobrze pamiętałam jak w egipskich ciemnościach maszerowałam do łóżka kiedy nocowałam u mamy. Jednak wieś to nie miasto, gdzie nawet po zgaszeniu światła w domu panuje półmrok od lamp ulicznych. Po obejrzeniu kolekcji wyłączników w sklepie, wybieram proste białe bez wymyśnych kształtów, w przyzwoitej cenie. Zaopatrzenie zrobione, można zaczynać prace a szwagier zaczyna mi się wykręcać. Nie lubię nikogo dwa razy prosić, doszłam do wniosku, że nie chce mu się tego po prostu robić. Pytam koleżankę kto jej robił elektrykę, ona właśnie poleca mi pracownika jednego z zakładów, który po godzinach pracy sobie dorabia. Ma dosyć liczną rodzinę na utrzymaniu i żadną pracą nie gardzi. Umawiam się z nim na 500,- za całość. Ostatecznie dałam mu trochę więcej ale nie pamiętam już dokładnie ile. W czasie kiedy elektryk pracuje w domu, ja robię wykop pod kabel od domu do skrzynki. Elektryk też miał zabawną przygodę. Jak pisałam już wcześniej ptaki zrobiły sobie u nas gniazdo zaraz jak powstała konstrukcja dachu. Pod koniec maja nasze ptaszki zaczynały uczyć swoje młode latania. Było to jednak bardzo nieporadne i ptaszki zamiast latać raczej skakały po domu. Taką sytuację zastał elektryk, który nie na żarty się przestraszył (nie wiedział o pisklętach w gnieździe). Jak przyjechałam na budowę to pierwszą rzecz jaką musiałam zrobić, to wyłapać pisklęta do kartonu i wytransportować je na podwórko. Na szczęście ich mama się o nie dalej zatroszczyła
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia