Dziennik budowy Eli i Maćka, czyli Gemini dla Bliźniąt
No to przyszła ta Wielkanoc, którą spędziliśmy rodzinnie u mojej ciotki.
Jakoś akurat w tym samym czasie kupiliśmy projekt domu - KORONA - i umówiliśmy się z panią architekt, która nam go sprzedała, na wprowadzenie do projektu pewnych zmian oraz na wykonanie pozostałych czynności związanych z przygotowaniem projektu do złożenia w urzędzie dzielnicy z prośbą o wydanie zgody na budowę.
Radość z wyboru projektu była ogólna - rozeszła się na całą rodzinę. Każdy prześcigał się w szukaniu już zbudowanych Koron - aż dziw bierze, jak człowiek się zorientuje, ile tego stoi... To naprawdę bardzo popularny projekt. Wszystkich prześcignęła ciotka, która znalazła Koronę.... za swoim płotem Byliśmy u niej przecież wiele razy, ale jakoś nikt nie zwrócił uwagi na jej najbliższe sąsiedztwo i nie wyszukał tam projektów szczególnie godnych naśladowania... (my z założenia nie zdecydowaliśmy się na projekt indywidualny - bo nie chciałoby się nam spędzać tyle czasu z architektem, pewnie pokłócilibyśmy się ze 2 miliony razy i koniec końców i tak skończylibyśmy z katalogiem projektów gotowych...).
No i proszę, taka niespodzianka... A wszystko okazało się w czasie poobiedniego "spaceru ze psem", gdy tak sobie z Elą beztrosko snuliśmy plany, jaką to dachówką obłożyć naszą Koronę, Ciotka zwróciła naszą uwagę "na ten piękny dach wyłożony karpiówką w naturalnym, ceglanym kolorze"... Jakby nas kto obuchem walnął, bo wszyscy stanęli jak wryci. Przed nami piękna Korona, z fantastycznie zrobionym wolim okiem (o co, jak powszechnie wiadomo, niełatwo!), pokryta piękną karpióweczką w koronkę. Inwestor wprowadził kilka zmian do projektu, które wydały się nam bardzo udane.
Ku naszemu zaskoczeniu i uciesze, po namowie Ciotki, udało nam się ową Koronę zwiedzić również w środku.
...
I TO BYŁO NAJLEPSZE, CO NAS MOGŁO SPOTKAĆ!!!
Po wejściu do domu ogarnęło nas ogromne rozczarowanie. Nie wystrojem wnętrza, lecz samym projektem. To, co na rysunkach architektonicznych w katalogu wygląda na ogromny salon, w którym człowiek chciałby odetchnąć pełną piersią i "poczuć przestrzeń", jest tak naprawdę malutkie (w sensie względnym naturalnie, bo salon ma jakby nie patrzeć 30 mkw). Już więcej przestrzeni czuje się w hallu i otwartej na hall kuchni!!!
Nic to, ogólnie można to przyjąć i ładnie grając kolorami i materiałami użytymi do wykończenia jakoś tę przestrzeń "zbudować". Niezrażeni jeszcze jakoś strasznie podążyliśmy na górę. Oczom naszym ukazał się spory (ok 15 mkw; po zmianach, które zaplanowali właściciele domu), zachęcający hall z wysokim sufitem. Z hallu są wejścia do 3 sypialni, ogólnodostępnej dużej łazienki i do sauny. Sauna i łazienka - SUPER! Nic dodać, nic ująć. Ale te sypialnie.... W projekcie każda z nich ma mieć garderobę... Ale co to za garderoba, skoro z dwóch ścian trzeba zrezygnować, bo idą tam skosy połaci dachu kopertowego?? W oglądanej przez nas Koronie garderób nie było. Sypialenki (każda w projekcie ma po ok. 16 mkw) wydały się małe i niepraktyczne - przede wszystkim ze względu na skosy, które zasadniczo ograniczały pole manewru w zakresie zaprojektowania i użytkowania tych pokoi. Dodam, że ścianki kolankowe są w tym domu dość niskie i mają ok. 90-110 cm (w zależności od miejsca).
Naprawdę fajna jest sypialnia "państwa domu" - duża, przestronna i widna. Z wewnętrzną łazienką. Ale co to za pociecha. Druzgocącą klęskę projekt poniósł jednak w związku z małym wydarzeniem, którego byliśmy świadkami... Otóż syn właścicieli (na oko 6-7 lat mu było) wsiadł na swój rowerek i zaczął zasuwać po pokoju (sypialnia na górze). A w pokoju tym jest lukarna. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy lukarny od wewnątrz domu i dopiero przy okazji "wizytacji" rzuciło nam się w oczy, jak ta konstrukcja wygląda od środka. Strasznie niebezpieczna jest krawędź styku bocznej ściany lukarny ze skośną połacią dachu... Do dzisiaj mam przed oczami tego szkraba na rowerze, który w pełnym pędzie mijał ją o kilka centymetrów (od głowy), jeżdżąc po pokoju na rowerze. Już miałem wizję wielkiego *ŁUP*, głośnego *AŁ!* i zdezorientowanego towarzystwa, które nie wie, co się właściwie stało i dlaczego brzdąc wije się tak po podłodze...
Pomijając krwiożerczość tej krawędzi ścian, widzę też jej niepraktyczność... Biurka się tam nie wstawi. Jak dzieci podrosną to będą się o nią uderzać głową przechodząc pod ścianą w głąb pokoju. Albo uderzą w nią zabawkami, plecakiem z książkami... Non stop będzie to łapane paluchami. Czyli brudne, a może i podrapane i ciągle do odnowienia.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia