Dom Pod Modrzewiem
28 kwietnia 2006
Przepraszam wszystkich forumowiczów, że trzymam w niepewności co do pierwszej nocy, ale mam po tej przeprowadzce okropnie mało czasu.
Oto kilka pierwszych wniosków / przemyśleń / informacji:
Pierwsza noc - jakaś taka dziwna. Nowe łóżko. Nowe otoczenie. Ciemność dookoła. No i ta cisza - przytłaczająca. Dobrze, że potem w nocy rozszczekał się pies sąsiada, bo miałabym wrażenie zawieszenia w próżni. Nie śniło mi się nic, taka byłam skonana po przeprowadzce. Ale naszemu synkowi śniła się piękna tęcza, więc chyba jest to dobry znak.
Internet w domu już mam. No i co z tego jak nie działają mi gniazda sieciowe? Żeby się podłączyć biegam z laptopem na strych, na krześle stawiam komputer i podłączam się bezpośrednio do skrzyneczki. Już poprosiłam znajomego żeby wpadł i posprawdzał mi wszystkie zaciski na kablach i podłączenia w gniazdkach sieciowych.
A tak w ogóle to chodzę i ciągle sprzątam. Wypakowuję pudełka, myję szkło ( no nie ja osobiście - tylko zmywarka). I ścieram kurze, ścieram kurze i jeszcze raz ścieram kurze. Ile jeszcze tego będzie wszędzie wyłazić??? Podłogi zmywamy codziennie, wycieram parapety, żaluzje, a po nocy nowa warstwa uroczego szarego pyłu osiada z powrotem.
Nie pisałam jeszcze, że w kuchni dorobiliśmy uroczy mały stolik, przy którym mogą zjeść szybkie śniadanie dwie osoby. Praktyczna sprawa. Jak już jestem przy jedzeniu: nareszcie mamy miejsce na wspólny rodzinny posiłek przy stole. W naszym mieszkaniu mieliśmy tylko strasznie niewygodną ławę. A teraz pełny komfort - duży stół, ludzkie krzesła.
Nadal przewozimy różne graty z mieszkania. Codziennie nasza "ciężarowa" corsa wozi ciężkie kilogramy. Wczoraj do niej weszła nawet pralka! Grubszy transport mamy zamówiony na sobotę, więc dowieziemy szafy naszych dzieci, starą lodówkę i kanapę narożną, z którą nie wiemy co mamy zrobić (wyląduje pewnie na strychu)...
Zdjęcia obiecuję za kilka dni - teraz za duży bałagan.
Aha, wczoraj mój mąż przesuwał kable na suficie w jadalni, bo okazało się, że nie będą na środku stołu. Jak to się stało, że zostały tak rozmieszczone - nie mamy pojęcia. Ostatnie pół roku tak wisiały i wydawało nam się OK. Tak więc odbyło się wykucie rowka, gipsowanie, a dzisiaj szlifowanie i malowanie (a więc znowu pył - tragedia)....
Pomimo różnych trudności jesteśmy bardzo szczęśliwi, ze już jesteśmy na miejscu. Teraz długi majowy weekend - to sporo uda nam się zrobić i może nawet trochę odpocząć na tarasie!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia