Dom Pod Modrzewiem
1 maja 2006
Święto pracy - jak sama nazwa wskazuje - zostało uczczone przez nas pracą.
Ja: układałam, odkurzałam, przesadzałam kwiatki, rozpakowywałam resztę pudełek, wrzucałam ziemię do taczki.
Mój mąż: rozrzucał ziemię, walcował, siał trawę, wiercił dziury i przymocowywał szafki w kotłowni i garażu.
Nasza starsza latorośl: machała szpadlem aż miło i biegała na każde nasze zawołanie zawołanie (po śrubokręt, grabie, ścierkę itd. itp) oraz wieszała pranie.
Nasza młodsza latorośl: marudził, spał, wkurzał się, że nie zajmujemy się nim jak na rodziców przystało.
Ja chodzę i śpiewam ironicznie: "Lubię deszcz, sam nie wiem czemu, a coooo - jak ja lubię deszcz". Oczywiście droga znów rozmoknięta, jak tak dalej pójdzie to do pracy w czwartek będę wyjeżdżać na pełnym gazie wyrzucając strugi gliny spod kół.
Jutro musimy trochę pojeździć po mieście, bo jeszcze w kilku instytucjach trzeba zmienić adres korespondencyjny. A dzisiaj daję już sobie spokój - idę spać.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia