(Pół)dziennik gwoździka
Kilka lat temu kupiliśmy z żoną działkę budowlaną i chcieliśmy tam zbudować dom. Z różnych przyczyn budowa przesunęła się na świętego nigdy, a my zaczęliśmy się rozglądać w okolicy za jakimś kątkiem na weekendowe wypady. Moja żonka (jako mój motor napędowy) wciąż wyszukiwała ogłoszenia (ja nie za bardzo), potem gdzieś jechaliśmy coś oglądać i ……tak przez 3 lata.
W tym okresie prawie dogadaliśmy się na kupno dwóch siedlisk, z tym że z jednej transakcji zrezygnował sprzedający, a z drugiej my. W obydwu przypadkach „bardzo i trochę” żałowaliśmy (tzn. ja trochę a żona bardzo).
No i gdy żonka dalej uparcie przeszukiwała ogłoszenia…………………pewnego lutowego zimnego popołudnia – ja zadzwoniłem (tak z głupia frant) do pierwszego napotkanego ogłoszenia w lokalnej gazecie. Umówiłem się na spotkanie, pojechałem sam i …od razu wiedziałem, że to TO!!!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia