(Pół)dziennik gwoździka
Full czasu - myślę. Nerwy puściły. Notariusz umówiony gdzieś na 28 lutego (u innych byłoby szybciej, ale z różnych przyczyn musiał być ten jeden konkretny). W tym czasie sprawdzam co się da na temat działki i produkcji w fabryce. Przeczytałem w Internecie, że jeśli produkuje się gwoździe i je galwanizuje to „wylewane od tak” ścieki poprodukcyjne zatruwają środowisko, a ściany w pomieszczeniach są przez wiele lat nasiąknięte chorobotwórczym nalotem. Właściciel mówi, że ciągniono drut (może ciągnięto - zresztą obojętnie bo i tak śmiesznie ) i owszem ale galwanizacji to tu nie było. Przytakuję i ..nie wierzę.
Dzwonię do najróżniejszych instytucji, sanepidów i wreszcie do powiatowego inspektora jakiegoś tam. Podaję lokalizację, byłą nazwę firmy i Pan Inspektor każe mi czekać przy telefonie na odpowiedź, czy prowadzono tam galwanizację czy nie. Czekam 30 sek. W jednej ręce słuchawka a drugą ręką robię malutki znak krzyża, potem jeszcze jeden….. Po minucie (tj. po około 25 znakach wiary) pan stwierdza, że absolutnie takiej działalności tam nie prowadzono. Dziękuję i odkładam słuchawkę (znak 26.).
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia