(Pół)dziennik gwoździka
Dokładnie dzień przed 28 lutego dostaję telefon od właściciela: „wie Pan, musimy odkręcić notariusza bo pani z banku (ta sama sztywna – od tej pory nazywana Mrs. Sztywna) powiedziała, że niestety ale musi przesłać niezwłocznie dokumenty zadłużenia do windykacji”.
Biorę telefon do ręki i dzwonię do Mrs. Sztywnej – słyszę: „Proszę pana, a co pan myśli, ja tu trata tata, a wy tak zwlekacie trata tata, a ja muszę bo trata tata…” Ale pani mówiła, że pani poczeka, mówię. „Proszę pana, może i tak ale tak dalej nie można trata tata… nie ma o czym mówić – przesyłam dokumentację do windykacji”.
Kurde, nawet urok nie działa (ale nie mam do niego tj. uroku pretensji bo trudno mu było tak przez telefon. )
Lekka załamka – fabryki nie budiet. Nawet moja żonka (chociaż nie do końca przekonana co do kupna) zaczęła mówić: „szkoda, w sumie można było tam coś fajnego zrobić.”
Ale ja się urodziłem optymistą i tak będzie zawsze (dlatego gram w totka czasami).
Kupuję wieczorem browara, na słuchawkach „Don’t give up!” i obmyślam strategię działania.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia