(Pół)dziennik gwoździka
Pojechałem wreszcie do Gwoździkowej . Brakowało mi jej. Zawsze mi brakuje. Gdyby nie praca to mógłbym Tam być codziennie.... No dobra, rozczuliłem się troszku.
Liści co niemiara. Załamka, bo miałem tylko pokarmić Wacusie, przywieźć szafkę do "kuchni" i "pobrać" od sąsiada worek ziemniaków. A tu ....
http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/12%20pazdziernik/30%20pazdziernik/fulllici.jpg
Robota Teściowej poszła w p....du.
Jak tak się przyjrzałem, to liście też mają swój urok ....
.... ale nie do cholery w naszym stawie!!!!
Zacząłem więc wyławiać podbierakiem liście ze stawu. Wyjąłem 4 taczki. Syzyfowa praca.
Poza tym, Wacusie i amury nie chciały nawet wypływać na powierzchnię.
Na pewno myślały, że ich pan przygotowuje już kolację wigilijną. .
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia