Za rogatym płotem w prawo - M18 "Za miastem"
ON:
Akurat mam chwilkę w pracy (chyba przez to przesunięcie czasowe sic!).
Posta powyżej komentował nie będę. Jakkolwiek mam inne pytanko, czy szanowni czytelnicy (jeżeli takowi występują) widzą zdjęcia umieszczone w postach? Umieściłem album na "Picasa" ale coś chyba jest nie za bardzo (oczywiście zachęcam do wypowiedzi w sekcji komentarze).
Tymczasem wracając do wątku poruszonego wcześniej. Warunki!
Nasza Gmina oczywiście miejscowego planu nie posiada, zdezaktualizował się tenże kilka lat temu i jakoś nie po drodze było urzędnikom ustanowić nowy. Nie znam się na tym, ale widocznie musi to być ogromnie skomplikowane przedsięwzięcie .
W rozmowach z właścicielem założyliśmy, że warunki powinniśmy mieć w ciągu 3 miesięcy. Generalnie myślę sobie wtedy - dramat, wydanie jednego kwitu tyle czasu? .
No ale cóż, działka fajna, nam w sumie się nie spieszy - spoko - właściciel tylko nerwowy (my obawialiśmy się jednego, ponieważ ceny szły do góry , to baliśmy się, że właściciel machnie ręką na zadatek i opchnie komuś innemu )
Pogadaliśmy sobie z ludźmi z agencji. Agencja lokalna, mają znajomości w gminie, powinniśmy dać radę. Wnioseczek podpisany i złożony. Uruchamiamy znajomości. U siebie również włączyłem tryb "upierdliwy petent" i wydzwaniałem do urzędu. Opłaciło się wniosek gmina wypchnęła w 2 tygodnie (w tym tygodniowy urlop)
Zadowoleni i poinformowani formalnie o tym fakcie czytamy przesłaną decyzję, ale coś nam tu dużo uzgodnień wychodzi. Jak się okazało nasza działka leży na terenie obszaru "Natura 2000" (jakieś rzadkie gatunki ptaków) .
Chyba łatwo nie będzie . No dobra, ale czekamy. Decyzja w sumie przecież pozytywna.
Znajomości w urzędach jakichkolwiek brak, więc czekamy ... i czekamy
w międzyczasie zaczęliśmy załatwiać kredyt.
... czekamy
Mijają tygodnie...
... czekamy
No dobra, coś to za długo trwa. Jakaś masakra. Dzwonimy do gminy. "No proszę się nie denerwować to normalna procedura. Może to potrwać jeszcze 2 miesiące. My nic jeszcze nie dostaliśmy"
Dramat. Minęły w sumie 4 miesiące . Włączyłem tryb "mega-upierdliwy petent", w końcu to mi zależy. Pojechałem do gminy. Ładnie poprosiłem o wykaz wszystkich urzędów, które nie wysłały uzgodnień. W sumie były 3.
Wziąłem urlop - 1 dzień z zamiarem objechania wszystkich. Nie pamiętam teraz jakie to były 3 poza jednym - Konserwator przyrody.
Generalnie we wszystkich było tak samo - "Od Annasza do Kajfasza", ale ja w trybie, patrz wyżej, staje się człowiekiem mocno upartym. Nie opuszczałem urzędu dopóty, dopóki w łapce nie miałem uzgodnienia odpowiednio ostemplowanego (w jednym sam zaniosłem do kancelarii do wysyłki).
Na koniec zostawiłem sobie Konserwatora. Sytuacja podobna jak w dwóch poprzednich. Jak namierzyłem osobę odpowiedzialną stałem nad nią do czasu zamknięcia. Oczywiście Pani z rozbrajającą szczerością (jak w poprzednich) poinformowała mnie, że nie ma problemu, zrobi mi to od ręki "proszę chwilę poczekać na korytarzu" .
W międzyczasie pojawiła się na korytarzu przy xero, oczywiście dopadłem do niej jak wygłodniały łowca wytropionej zwierzyny i patrzę, cóż ona takiego robi.
Na mapkach, które kserowała były na mojej działce jakieś dziwne czerwone kreseczki (dziwne czerwone kreseczki z reguły nie wróżą nic dobrego). Poniżej krótki dialog
- RPWD (Rozeźlony, Przyszły Właściciel Działki) - przepraszam, a co to (spytałem dosyć elokwentnie)
- U (przemiła Pani z urzędu ) - Granice nieprzekraczalnej zabudowy terenu
- RPWD - no ale to na mojej działce?!
- U - no tak, zgadza się, za działką ma Pan zbiornik wodny, od którego należy zachować 20m
- RPWD - ale tam nic nie ma. Znaczy dół jest ale wody to on nie widział od dobrych kilku lat
- U (z rozbrajającą szczerością) - na mapie jest, zaktualizujemy za jakiś czas
Skończyło się pozytywnie. Oczywiście granice zostały, ale jak się okazało w niczym nam nie przeszkadzają. Dalej sprawa wróciła do urzędu, ale tam znajomości więc jakoś szybciej poszło.
Z tej przydługiej opowieści jest jednak jakiś morał. W urzędach niewiele się zmieniło (przynajmniej w moim odczuciu). Wciąż pozostaje stosować starą wypróbowaną zasadę:
"Im głośniej krzyczysz, tym bardziej Cię słuchają"
Na koniec tylko dodam, że w gminie byli pod wrażeniem, że tak szybko udało nam się to załatwić
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia