Za rogatym płotem w prawo - M18 "Za miastem"
ON.
Starym/nowym zwyczajem. Niczym strudzony wędrowiec powracam na znaną ścieżkę - retrospekcji
Ostatnim razem skończyłem na tym jaki to mieliśmy plan budowy domku. Ale jak to bywa plan, planem a życie, życiem
Wybraliśmy się na weekend do teściów. Sobota była wyjątkowo pracowita. Razem z teściem i szwagrem rozpoczęliśmy wdrażanie planu i trzasnęliśmy konstrukcje "jak się masz" i piwko
Wypruty ale zadowolony planowałem dalej. Swoją drogą gdy zacząłem to opisywać zdałem sobie sprawę z tego, że nie mam ani jednego zdjęcia tworzenia konstrukcji domku , ale jak skończę to będziecie wiedzieli dlaczego.
Umówiliśmy się, że zanim przyjadą z konstrukcją, ja przygotuje fundament. Prąd jest, studnia jest. Zamówiłem 10 ton żwiru- przywieźli.
Termin umówiony - inwestor wziął urlop. Całe 3 dni. plan wydawał się idealny:
- dzień 1 - kopanko
- dzień 2 - murowanko
- dzień 3 - schnięcie + odpoczynek + wiadomo co
- dzień sobota, od świtu jedziemy z konstrukcją
- dzień niedziela zasłużony odpoczynek + wiadomo co .
Zanim o realizacji planu kilka ważnych szczegółów. Byłem sam jeden. Domek ma 4,5m na 3m + 1,5 na 4,5m tarasu i pod to potrzeba fundamentu. No i najważniejsze, nie miałem betoniarki . Natomiast to co miałem to szpadel, łopat i mnóstwo determinacji, w końcu w sobotę miał przyjechać domek, termin dogadany, nie mogłem nawalić.
Dzień 1.
Wpadłem na działkę, pełen sił i werwy i zabrałem się do kopania. Od południa z każdym szpadlem myślałem o tych małych kopareczkach, które załatwiły by mi to w 30 min. Ja dałem rady w cały dzień. Ale to uwierzcie mi był pkiuś.
Dzień 2.
Z czegoś trzeba ten fundament zbudować, więc z samego rana wpadłem do hurtowni po drodze, aby zakupić bloczki betonowe i cement. I tu kolejne zderzenie z rzeczywistością budowlaną. Kupić łatwo, ale przywieźć mogą dopiero następnego dnia, takie mają urwanie głowy. Więc jak ten łoś pół dnia woziłem paletę bloczków i worki cementu . Zmachałem się jak durny (72 bloczki), ale kto nie ma w głowie, ten ma w nogach.
Już przy pierwszej wanience betonu poczułem dotkliwie brak betoniarki. Nie wiedziałem, że na taki mały gówniany domek idzie aż tyle betonu (dowoziłem tylko worki).
Dzień 3.
A ja nadal muruje
Ale skończyłem. Masakra i kilka innych epitetów opisujących to zajście, które teraz nie przychodzą mi do głowy, ale wtedy mogłem rzucać nimi jak z rękawa. Fundament, natomiast, był i do tego równy
Podczas tego zdarzenia oczywiście padło kilka kolejnych błędów. Błąd numer 3 - nie zamówiłem materiału dzień wcześniej (teraz ta hurtownia dostarcza mi rzeczy w godzinę i to na telefon, bo jestem wielki Pan inwestor )
Błąd numer 4 - nie wypożyczyłem betoniarki (wtedy nawet nie wiedziałem, że takie rzeczy można robić )
Ale za to mam pełną satysfakcję, z tego, że zrobiłem to sam. Odciski zeszły, ból w krzyżu przestał doskwierać, a to uczucie towarzyszy mi do dziś, za każdym razem, jak patrzę na te fundamenty
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia