Dziennik Magaleny i Młodego
Gdzie postawić śmietnik czyli KRYMINAŁ
Pan Konstruktor (łaskawie przemilczę jego imię) czuł się może oszukany, że projekt miał projektować indywidualnie – a tu baba przyszła z gotowymi rysunkami, bo bardzo zapragnął wycisnąć swoje piętno na naszym projekcie. Ustawienie pomieszczeń, ich powierzchnia, wielkości i podział okien, nachylenie dachu, wysokość ścianki kolankowej, wykończenie podłóg, ba nawet umiejscowienie bramy było już albo gotowe w naturze, albo określone przez nas. Jedyne co mu zostało …. zgadliście ŚMIETNIK i POŁOŻENIE KIBLA w łazienkach. Wyposażenie łazienek pozwoliłam mu zaprojektować „po uważaniu, bo wie Pan, ja i tak zmienię”. Na to dictum Pan Konstruktor machnął wykład o prowadzeniu instalacji i dodatkowych kosztach późniejszych zmian. Odpowiedziałam , że nie czuję się na siłach akurat w tej chwili przemyśliwać urządzania moich łazienek, bo potrzebuję na to co najmniej 3 miesiące. Lubię wiedzieć o czym mówię, a on ma projekt oddać do gminy w ciągu 2 tyg. Więc niech oddaje, a ja potem przeprojektuję.
- Pani nie ma pojęcia o technicznych warunkach..
- To się dowiem co trzeba.
- Pani żartuje!
- Nie.
- To gdzie ma być prysznic?
- A gdzie Pan by widział?
- Ja narysuję gdzie Pani chce.
- To niech Pan narysuje gdzie Pan chce.
- To Pani dom.
- To ja chcę gdzie Pan chce.
Rozmowa tego typu z lekkimi wariacjami powtarzała się z trzy razy.
Podobna rozmowa dotyczyła ustawienia śmietnika. Lista uwarunkowań technicznych mało mnie obchodziła, bo ja i tak wiedziałam, że śmietnik będzie w wyjątkowo rozrośniętych krzakach tuż koło furtki. Komu by się chciało biegać gdzieś dalej. Nikt prawa doczepić się nie ma, bo krzaje kryją śmietnik z każdej strony. Śmierdzieć nie będzie bo to narożnik korytarzowo- łazienkowy. Sam cymes i łatwo wywieźć. Czego ten facet jeszcze chciał?!
Ustawienie prysznica i śmietnika zostało wrysowane wreszcie całkiem bez mojej wiedzy w ostateczną wersję projektu, tą, która trafiła do wniosku o zezwolenie na budowę. Na szczęście zabrakło jakiegoś papierka i mój mąż musiał jechać po projekt , który następnie miał przekazać do biura projektowego by uzupełnili ( o ile pamiętam, chodziło o drugie miejsce postojowe). Korzystając z okazji chwyciłam w ręce MÓJ PROJEKT. Jakie to uczucie wie tylko ten, co dom sam budował. Ekstaza i orgazm.
Jak mi przeszło, to spojrzałam przytomnym wzrokiem i…
Miejsca postojowe dla auta mam przed domem od strony ulicy, ale to pic i fotomontaż. Żeby tam zaparkować trzeba by mieć przegubowego małego fiata. Prawdziwy parking może być od strony drugiej uliczki (działka narożna). Nawet kierowca debil, czyli ja, tam zaparkuje i wyjedzie. Projektant jednak uparcie pchał mi te miejsca postojowe od frontu, bo mniej okien. Uwagę, że mąż marzy o oglądaniu z gabinetu swojego autka puszczał mimo uszu. Że tak szerzej też mu nie pasowało.
No i co znalazłam na projekcie? Śmietnik rozparty na środku ogrodzenia od strony fasady frontowej. Rozumiem, że jako główny ozdobnik. Ponieważ okno kuchni zrobiło się niebezpiecznie i nieprawomyślnie blisko budynek w całości został przesunięty o metr w prawo. Moje PRAWDZIWE miejsca postojowe szlag trafił, bo mam ścięty narożnik i nijak auto by nie przejechało. W gotowym od 20 lat ogrodzeniu mam wycinać dziurę na śmietnik i wycinać cudnie owocującą czereśnię (bo już na końcu maja!!!) by puścić tamtędy gaz! Pogięło faceta. Za telefon i opieprz. Wszystko dostawał na piśmie i rysunkach. Śmietnik też.
Mąż pojechał, korektę zrobili i Młody dzwoni, że zawozi to znowu do gminy. Zażądałam wglądu. I słusznie, miejsce postojowe wrysowane, śmietnik tam gdzie stał , nadal stoi. Za projekt i powrotem do biura. JA CHCĘ PRZESUNĄĆ DOM, tam gdzie miał być. O metr w lewo.
- Pani, to się nie da, śmietnik (sic!) będzie zbyt blisko okna kuchennego.
- To nich ten śmietnik zjeżdża gdzie bądź.
- Nie ma innego miejsca.
- Jest tutaj. TAM, GDZIE WRYSOWAŁAM W MOIM PROJEKCIE.
- Tu nie może, bo będzie zbyt widoczny.
- (tu wytnijmy litościwie pyskówkę).
Zostawiłam projekt – jak przerysują to odbiorę. Pan dzwoni w dniu następnym do męża i prosi żeby to on koniecznie projekt odebrał. OK. Zrozumiałam. Młody projekt przywiózł. Patrzę, śmietnik przesunięty, gaz idzie obok czereśni. Dom zmienił dystans do granicy z lewej, ale z prawej NIE. Rozciągnął się czy działka skurczyła? Rozumiem, nie chciało im się przerysowywać , tylko pokombinowali nad gotową mapką. Dzwonię cała w ą i ę i uprzejmie zwracam uwagę, że wymiar jeden zignorowali. Pan poprosił do telefonu mężą (UPRZEDZAŁAM, ŻE MAM PARSZYWY CHARAKTER?) i też uprzejmie wyjaśnił, że ma w projekcie własną ręką dorysować kreskę – zmieniając = 3m na ≤ 3m ( na rysunku to łatwiej niż w edytorze tekstu). OK.
Po paru tygodniach wraca do nas pozwolenie na budowę i znowu dostarcza mi ekstazy i orgazmu. Inwestor tak ma.
Umawiamy się z geodetą i …. odkrywamy z nimi, że zaprojektowano budynek nie do wytyczenia!!!
Tak, tak, w pozwoleniu napisali, że ma być w odległości 3 metrów od narożnika z prawej….
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia