Dziennik Magaleny i Młodego
Weekend 1-3 grudnia
Odpoczywamy od budowy – na czyjejś budowie. Ściśle biorąc już zasiedlonej od miesiąca ale nadal tematy budowlane…Dlaczego ten nasz domek taki malutki będzie? Znajomi, u których siedzimy mają salon równy naszej kuchni i salonowi razem. Acha, na większy nas nie stać.
9 grudnia
Młody wziął się za elektrykę.
Wszyscy wyjechali do Anglii więc dotarło do nas, że musimy sami zrobić albo nic nie ruszy. Na elektryka ( przypadkiem nie wyemigrował), który nam instalował dotąd wszystko, czekamy już ponad 3 miesiące. Popodłączał tzw. grubsze rzeczy: jest rozdzielona instalacja w starym domku, jest podłączone wszystko w nowym – tyle tylko, że nie mieliśmy lamp, anteny i (chyba??? ) odgromienia. Tzn. coś już mamy tylko nie wiem czy jak piorun strzeli to jestem już bezpieczna czy jeszcze nie. Wstyd przyznać ale nawet na tym etapie nie wiem co to bednarka. Tyle tylko, że to bardzo sprawę ułatwia i robi się (instaluje? Ustawia?podłącza?) na etapie fundamentów.
Małż nie znosi robót manualnych więc wściekły od rana. Potem albo przegania, albo mam podziwiać. Ja w tym czasie samodzielnie, pierwszy raz w życiu, zamontowałam baterię i odpływ zlewu. Dumna jestem jak paw. Nie psuje mi humoru nawet oznajmienie przez małża, że kupiłam dziadowskie lampy. Okazuje się, że dwie są belgijskie – dziwaczny sposób montowania: ani nie ma miejsca na przewód, ani mocować kabelków. No fakt, dziadowskie kupiłam, ale są tak tanie, że wymienię bez bólu serca. Oddam za darmo biedniejszym ... Cokolwiek. Moja strategia lampowa jest prosta – wymyśliłam ogólną ideę – kształt koła, tego spieprzyć nie sposób, - i kombinuję na najtańszych egzemplarzach. Jak inwestując do 30 zł za sztukę dochodzę do jakiegoś wiążącego wniosku, to kupuję udoskonaloną wersję (nadal nie przekraczając kwoty 200 zł) a pierwsza wędruje do pomieszcenia niższego w hierarchii.
15 grudnia
Lekkie porządki polegające na usunięciu zwałów bardzo przydatnych resztek składowanych dotąd na środku salonu. Trochę kątowników pozostałych po tynkowaniu, ćwierć wiadra farby podkładowej, pozasychane, ale tylko na wpół, farby wykończeniowe. Zbędne ramki do kontaktów zamontowanych w innych ramkach, prawie nie zaczęty worek cementu rozpruty w trzech miejscach, fuga szara jasna. Wykończyłam nią okolice przemontowanych kontaktów w kuchni – po wyschnięciu odkryłam, że fuga kafelków ściennych jest o dwa lub trzy tony ciemniejsza. Ups. Jako dzieło rąk własnych nie podlega jednakiej klasyfikacji z dziełami najemnej siły roboczej, którą opier....łabym za fuszerę. Teraz odkryłam, że taka miejscami jaśniejsza fuga jest szalenie interesująca, wnosi ożywienie i subtelny detal ozdobny. Właściwie nie zauważalny dla niewtajemniczonego oka. Skoro ja wtajemniczać nie zamierzam (co to jest upublicznienie na forum – to staje się już tak publiczne że aż abstrakcyjne), to inni będą sobie nieswiadomi głowę łamać, na czym polega niepokojąco nieuchwytny czar mojej kuchni!
Resztki nadal grożą dalszą przydatnością więc zostały przesunięte...do drugiego pokoju, tzw. gabinetu.
Przymierzamy się do podjazdu. Niech ta zima nareszcie przyjdzie, bo mam potrzebę przerwy budowlanej.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia