ZIELONO MI... czyli dziennik Zielonookiej ;)
A wcale ze nie… nie od piosenki się zaczęło (nakłamałam jak zwykle ) tylko od mojego okrzyku, od którego posypał się tynk z sufitu w wynajmowanym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie, taki był głośny
A okrzyk brzmiał mniej więcej: JA CHCE MIEĆ DOM!!! Nie mieszkanie a dom – swój własny bez sąsiadów za ścianą, i z własnym ogrodem!!!!!
Okrzyk ten oprócz tego ze był głośny i poczynił spustoszenia w sufitowym tynku charakteryzował się tym ze miał, jak się później okazało duuuże konsekwencje i wywrócił wszystko do góry nogami…..
Ale tu na chwilkę cofniemy się pare(nascie) lat wstecz…
Błogie dzieciństwo spędziłam w podwarszawskiej Wesołej – właśnie w takim małym uroczym domku z zielonym ogródkiem, 2 psami i pszczołami, które przylatywały nie wiadomo skąd i żądliły skubane….
Ale ze życie to nie bajka to domek miał swój mankament – mianowicie stal troszkę na uboczu i od czasu do czasu niezidentyfikowane jednostki ludzkie włamywały się do niego doprowadzając moja matkę do stanów nerwicy i histerii, bo wracając ze mną do domu po pracy nigdy nie wiedziała, co zastanie.
Ponieważ zdrowie psychiczne mojej mamy było ważniejsze niż uroki życia na odludziu -zapadła decyzja – i uroczy domek został sprzedany a my cala rodzina (już bez pszczół) przenieśliśmy się do Warszawy do ślicznych i nowo wybudowanych bloków z wielkiej płyty
(Alternatywy 4 się kłaniają ).
Bloki jak to bloki, – kto mieszkał ten wie…...jak uroczo brzmią poranne ablucje sąsiada z góry rano i jak równie milo długie kąpiele sąsiadki z dołu wieczorem.
Po pewnym czasie rodzinne gniazdko opuściłam, ale nie wyniosłam się daleko, bo zaledwie pare bloków dalej.
Na początku była euforia – własny dom (co z tego ze wynajmowany) po jakimś czasie rzeczywistość dala o sobie znać. Co prawda już od dawna od szarej rzeczywistości nie oczekiwałam niczego oprócz skrzeku (cyt. Sapkowski) ale mimo wszystko zaczynałam mieć powoli dość.
Głownie sąsiadów.
Z boku mieszkali jacyś przygłusi melomanie, na dole miłośnicy psów zostawiających je po parenascie godzin sam na sam w mieszkaniu skutkiem czego psiny wyły jak opętane na górze osobnik o ewidentnie zaburzonym cyklu dobowym.
Zaburzony cykl dobowy charakteryzował się tym ze ów człowiek zaczynał życie około godz. 22 i np. przeprowadzał remont swego domostwa o pierwszej w nocy. Na moje wizyty nocna pora – rozczochranej zaspanej i z pretensjami ze chce do jasnej cholery się wyspać reagował autentycznym zdziwieniem.
cdn
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia