ZIELONO MI... czyli dziennik Zielonookiej ;)
…objawił się osobnik płci niewątpliwie męskiej, prawie, ze w postaci Księcia z bajki ( bajki dla dorosłych chyba )
To poważny dziennik (będę to wielokrotnie powtarzać )… a nie bajkowy, z drugiej strony Książe jest jak najbardziej prawdziwy i bez niego było by zupełnie inaczej niż jest…
Jednym słowem – zjawił się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jakiejś bardzo wyrozumiałej wróżki, która z niesmakiem malującym się na twarzy zlitowała się nad kretynka, która rzuca się na głębokie wody z paroma groszami i teoretyczna wiedza o budowie domu na piątkę, a praktyczna na dwóje z minusem…
Na szczęście facet z bajki nie zjawił się prosto ze „Shreka”, czyli czytaj: metr czterdzieści w kapeluszu i wrednym charakterze , a w postaci 197 cm chłopa prosto ze słonecznej Florydy.
Amerykanina bym nie zniosła chyba, bo mnie denerwuje ich „keep smiling” i wieczny dolar w oczach, oraz gardłowy bełkot mający być ponoć mową potoczną, na szczęście wróżka była łaskawa i rzeczony innostraniec okazał się jak najbardziej Polakiem urodzonym w naszym pięknym kraju, tyle, że od 10 lat przebywającym za wielka woda…
Nie wiem czy powinnam pisać szczegóły poznania, bo w sumie zależy mi trochę na nie rozpoznaniu, ale co mi tam. Najwyżej znajomi się zorientują ze ja to ja….
Jednym słowem, żeby to się watek randkowy nie zrobił, jeśli macie Drogie Panie jakąś koleżankę, która lubi siedzieć i czatować na portalach rankowych, nie zdziwcie się, jeśli któregoś dnia owa koleżanka, w ramach dobrego humoru, popartego pewna ilością napojów wysokoprocentowych, wyśle wspólne z Wami zdjęcia swojemu internetowemu kumplowi,a on z kolei (byc moze tez pod jakims wpływem swojemu najlepszemu kumplowi)
Bo najlepszego kumpla może trzepnąć i np. przyjedzie dajmy na to z Kędzierzyna Koźla, Elbląga, Nysy, Berlina lub też bardziej egzotycznie Tampy leżącej w pięknym i słonecznym stanie Floryda. I namówi koleżankę na mały spisek jak do Was dotrzeć.
Z mojej strony wyglądało to tak, że w naiwnym przekonaniu sądziłam, że spotykam się z Inwestorem, który ma zamiar wybudować dom. Inwestor okazał się przesympatycznym facetem z błyskiem w oku, na widok którego ma się wrażenie ze dachówka spadla na głowę i który oznajmił ze on to nie ma czasu, ani wiedzy i prosi o zaprojektowanie domu takiego żeby się Architektowi podobał. No to Architekt lekko oszołomiony projektuje …
Zanim szanowny Pan, nazwijmy go Y, ( bo X to zbyt banalnie ) się pojawił marzył mi się maluteńki domek, taki… do 100 m2, na maluteńkiej działeczce, z takim ogródkiem jak chustka do nosa….I żeby wokół rosły rododendrony żeby na ścianie pięło się dzikie wino i bluszcz…. Ehhh… znów się rozmarzyłam…
I nawet to otoczenie było ważniejsze niż sam dom, uznałam ze warto poszukać dobrej działki, a domek…domek może być malutki, w końcu sama w nim będę:)
O! Mam dygresje: zauważyliście ze samotne osoby rzadko budują dom? Nawet jak je na to stać? Taki typowy model to rodzina z dziećmi… Ja zuważyłam dziwne spojrzenia ludzików w banku jak ponownie starałam się o kredyt, i podawałam ze staram się sama, nie mam męża, dzieci….I chce dom budować … Przyprawiłam paru pracowników banku o lekką traumę (za co serdecznie i fałszywie ich przepraszam ) i szok - jakże to tak?! Bez męża stawiać dom?!
No nic, wracając do tzw. „clou”, maluteńki domek zielonookiej się kształtuje coraz realniej, domek Y którego nie podejrzewam o żadne niecne zamiary również tyle ze wolniej, bo 2,5 x większą powierzchnia a pozatym nadal źle się czuje ze to ja mam decydować o wszystkim….
Pracownicy banku wychodzą powoli z szoku i zaczynają myśleć nad moim kredytem, a ja szukam działki…
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia