ZIELONO MI... czyli dziennik Zielonookiej ;)
No i nastał nam wieeelki dzień!
Jest jakiś początek kwietnia, ptaszęta ćwierkają, takie zielone coś wyrasta na drzewach, a i tak najpiękniejszy jest zapach mokrej ziemi i wiosny w powietrzu….
Niektórych boli wtedy głowa….
Mnie nie boli, jestem szczęśliwa że wreszcie się coś zacznie dziać, a zapach ziemi świeżo wykopanej będę miała za chwilkę w dowolnej ilości, bo dzielna ekipa pod wodzą niezawodnego Pana D. wkracza raźnie na plac budowy….
Ja najbardziej cieszę się z zakupu takiej fajnej żółtej tablicy która wieszamy na naszym ogrodzeniu, ehhhhh…..
A! z ogrodzeniem to było fajnie… bo plac budowy trzeba było ogrodzić. No i nie wiedzieliśmy co robić bo ogrodzenie działki docelowo ma być porządne, a z kolei teraz to najchętniej otoczyła bym to wszystko zwykłą siatką, tyle że równa się to wywaleniu kasy w błoto …
A propos – błota raczej mieć nie będę bo grunty średnio piaszczyste i przepuszczalne A wracając do siatki to kradną… nie wiem kto ale podobno się tu zdarzały takie akcje, o czym poinformował szczegółowo Pan A. były właściciel kawałka raju na którym się budujemy.
W ogóle A. ewoluował od tamtego czasu z nieczułej gadziny z kamieniem zamiast serca na najcudowniejszego człowieka na świecie. No może nie do końca cudownego ale któż z nas nie ma wad
A. wady ma, owszem, min takie, ze kobiety służą mu chyba tylko i wyłącznie do siadania na kolanach i nie uważa je za godnego rozmówce w żadnej kwestii. Na szczeście to nie ja mu siadam na kolanach i nie musze się z nim kontaktować wiec mi to nie przeszkadza…
Wiec decyzja zapada – robimy jednocześnie te nasze nieszczęsne częściowe podpiwniczenie, fundament i ogrodzenie.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia