ZIELONO MI... czyli dziennik Zielonookiej ;)
Dni mijają…zielonych na drzewach coraz więcej, na działce marzeń wszystko idzie sprawnie aż dziwnie…
Ze swoim lekko fatalistycznym podejściem czekam tylko na kolejna bombę lub co najmniej katastrofę budowlaną
W związku z czym dochodzę do wniosku ze jednak nawet jak wszystko jest ok. to i tak człowiek się spala …
BB dzielnie pracuje wykopała całkiem spory dołek, zakupiła materiały (ściany piwnicy będą z czego innego niż ściany kondygnacji nadziemnych) i zaczynają murować.
D. czasami przyjeżdża rzuci okiem , zerknie czy równo, profilaktycznie objedzie jednego z drugim, choć naprawdę ekipa jest super…i nie mogę zległo słowa powiedzieć….
Uwijają się chłopaki równo, radyjko na baterie im przygrywa oraz okoliczne ptaszęta , nie ma mowy o żadnym piciu (po skończonej robocie fakt ze piwko sobie strzelą ale nigdy przed fajrantem i nigdy żeby przekroczyli pewne granice )
A propos picia – moja znajoma tez się buduje, gdzie indziej na szczeście i współczuję jej sąsiadom. No i ta znajoma była potwornie oburzona jak ja mogę tolerować alkohol na budowie…
No zaraz, jakby mi jeden z drugim przyszedł podpity, albo jakbym złapała ze pociąga w trakcie pracy , sama bym go wywaliła.
Ale na litość boska nie róbmy scen – chłopaki pracują po 10 godzin, skończą robotę , są w terminie i się piwa albo i dwóch nie mogą napić?!
Nawet grzecznie i bez upominania sprzątają po sobie, i nie zdarzyło się ani razu żeby następnego dnia jakiś niewyraźny był….
No! Jak są grzeczni i równo stawiają to ja tez będę miła
I tak sobie mija miesiąc bez żadnych rewelacji, co drugi dzień staram się podjechać chcąc na chwilkę żeby zerknąć i cieszę się strasznie, choć na razie wszystko odbywa się na poziomie -1
Ale za chwile kończą i będą strop lać nad piwnica, a z boku ładnie rośnie sobie fundament – szalunki, zbrojenie itd.
Ponieważ zarys budynku już jest, kupuje parę badylków na giełdzie przy SGGW wytkam je w ziemie i się cieszę, jak zaleją betonem to się wetknie bliżej. Brygada BB ma pod groźba kary śmierci nie podeptać moich badylków.
A przy okazji trafiłam do pewnego nadleśnictwa i ich szkółki – sprzedają różne zieloności hurtowo, ale można się dogadać. Ceny – drzewka np. brzózki albo świeczki od 1,5 -3 zł do 7 -8
no cóż maja około 30 cm ale co z tego – parę kupiłam , choć naprawdę czego jak czego to drzew na działce nie brakuje.
Ale trzeba zasadzić nie? To chyba facet musi….ten dom i drzewo….?
Wszystko sobie wesoło się toczy po czym oczywiści następuje wyczekiwana „bomba”.
Co prawda na gruncie nie budowlanym a prywatnym. Y dzwoni i każe mi załatwiać dla niego miejsce w szpitalu – najlepiej Lublinie bo tam ma znajomych. Miał „mały” wypadek samochodowy i ze złamaną łapą leci do Polski. No cóż ceny w krainie marzeń jakim sa stany za opiekę medyczną a takim jest właśnie złamana ręką są takie ze … ze opłaca się wykupić bilet do Polski i leczyć tu prywatnie.
Ok. nie ma co szaleć, ważne ze nic się nie stało to tylko złamana łapa….
Na koniec parę zdjęć z fundamentów
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia