ZIELONO MI... czyli dziennik Zielonookiej ;)
,„Bo z dziewczynami to nie wie się czy już jest dobrze czy jeszcze źle”
Kochani Panowie, nie martwcie się, my – kobiety same często tego nie wiemy”
No dobrze, nie wypowiadam się w imieniu innych – ja czasami sama nie wiem…
Powyższy utwór miał na celu zobrazowanie mojego stanu psychicznego w owym okresie budowy – wszystko sobie niby biegło bez żadnych zgrzytów, naprawdę spokojnie i szybko, ale ja już chciałam dalej…wyżej, szybciej….. nie wiem czy to ta wiosna czy co, czy niepewność czy dostanę głupi kredyt czy nie,…ale wszystko mnie drażniło.
Dodatkowo Y z gipsem i tymi 2 czy tam 3 śrubami wracał za wielką wodę.
Na logikę to oczywiste… za darmo nam domu nikt nie zbuduje, ale na mój babski, rozdrażniony rozum to mnie zostawia z budową, z kredytem i wcale nie mogę na niego liczyć…. Tak było przez parę dni, a potem znów się okazało ze wszystko jest cudowne ze wszystkim sobie poradzę.
Na placu budowy – kolejny ważny etap – mianowicie zakończono piwnice, i nastąpiło zalanie fundamentów oraz stropu nad piwnicą… Dzień wcześniej nieźle lało i znów pozostało pogratulować sobie lokalizacji – mianowicie droga prowadząca do naszej działki jest asfaltowa – czyli nic nie zamokło, nic się nie rozpaplało i nie zapadło, sama działka jak już pisałam mocno przepuszczalna wiec wszystko pięknie wsiąkło…
Betoniarka z rura do lania wjechała pięknie przy akompaniamencie triumfalnych fanfarów w mojej głowie , panowie z BB założyli specjalne butki , wzięli w rękę takie śmieszne dechy do szalowania i nastąpiło zalewanie i wygładzanie….
I mała dygresja, co do brygady budowlanej, czyli BB – jak ważne jest dobranie inteligentnych i myślących ludzi (no i kierownika oczywiście). Nie martwiłam się czy starczy materiałów, nie było telefonów o 22 wieczorem z radosna informacja ze na jutro na 6 rano np. potrzebna jest wywrotka gruzu i trzy wanny cementu…. .
Wpadka trafiła się raz – jak zabrakło trochę bloczków do piwnicy – ale to akurat wina moja, bo nie policzyłam jednej ścianki a D. kupował z maleńkim zapasem.
Mieli wtedy chłopaki pól dnia wolnego które spożytkowali na grę w kopanego, w charakterze piłki wystąpiły szyszki
Na lewym skrzydle grał Kajtek – najpiękniejszy pies na świecie, który się zna na ludziach jak nikt a którego można podziwiać parę wątków wyżej…. Umęczył moja ekipę BB niemiłosiernie, chłopaki padli po jakimś czasie na glebę ze zmęczenia a Kajtek przynosił im w pysku szyszki i jak nie chcieli wstać mu ich kopać to warczał i lekko podgryzał … hmmm… ten pies by się na kierownika budowy nadawał….
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia