ZIELONO MI... czyli dziennik Zielonookiej ;)
Te, co skaczą i fruwają….
Po to, żeby te, co skaczą i fruwają miały gdzie skakać i fruwać od samego początku budowy planowałam ogród….
Na początku zanim jeszcze cokolwiek zostało zakupione , pomyślane i zrealizowane choćby w sferze planów, miał byc to ogród jakikolwiek. Mały, duży, nieważne, ma być ZIELONO!
Albo zielono –kolorowo …ma kwitnąć, ma pachnieć, jakies motylki maja sobie latać… i w ogóle… sielanka
Bardziej to była nawet wizja ogrodu – niż konkretny projekt - tarasu, leżaczka, mnie z drinkiem ręku leżącej na tym leżaczku po powrocie z pracy, ewentualnie poranne śniadanie latem wśród zapachu kwiatów.
A na tarasie miał spać pies i o ile sobie przypomnę ze 2 koty.
Ogólnie miało być duuuzo zielonego, a sama powierzchnia nieważna.
Na początku mojej drogi zielone zamajaczyło się w formie mini-ogródka nazywanego przeze mnie „ ogródkiem wielkości chustki do nosa”.
Jak ktoś czytał wcześniejsze wpisy to wie ze prywatna inicjatywa w postaci lotniska skutecznie te wizje zniweczyła.
Powiem szczerze ze nawet to maleństwo by mnie cieszyło – urządzić wnętrze ogrodowe można zawsze pięknie i funkcjonalnie – nawet maleńkie.
Potem, w wyniku wszystkich działań i niewątpliwie sił nadprzyrodzonych staliśmy się posiadaczami dość hmm…dużego kawałka ziemi. I tu pojawił się dylemat jak to ładnie powiązać to co wymyślę i z istniejącym otoczeniem jak i jeszcze nieistniejącym domem…
W sumie Matka Natura dużo za nas zrobiła – na działce drzewa piękne są, i właściwe nasze starania powinny się skupić na tym żeby tego nie zepsuć – w myśl zasady bractwa lekarskiego Prmium Non Nocere.
Tak wiec postawiłam na naturalność. Niech sobie rośnie jak rosło ewentualnie parę drobiazgów się doszlifuje
Tutaj chciałam zaznaczyć ze ogrody i zieleń uwielbiam ale jakoś nie mam ani cierpliwości ani zbytnio czasu żeby się grzebać w ziemi. Tak wiec żeby się nie grzebać – zrezygnowałam z bardzo wymagających roślin, z trawnika na całej powierzchni (chyba by trzeba ogrodnika zatrudnić albo kosiarza żeby to miało ręce i nogi) i ogólnych udziwnień.
Przy domu wyrośnie wypielęgnowana trawka i pojawia się typowe gatunki ozdobne ale reszta ….niech się rządzi własnymi prawami .
Elementem, którego nie mogło zabraknąć była woda – na działce naturalnej nie ma, wiec zrobiliśmy „oko” ( bo na „oczko” to ciut za duże) wodne z przyległa do niej altanką.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia