ZIELONO MI... czyli dziennik Zielonookiej ;)
No to…siup…wracamy do pisania
Stan na początku czerwca na placu budowy (i zarazem boju) wygląda następująco:
podpiwniczenie … jest,
fundament… jest,
ogrodzenie – jest,
ściany dolnej kondygnacji… obecne!
Koleją rzeczy, jak i procesu budowlanego…czas na strop… ile ja się o tych tropach naczytałam!
W końcu decyzja sprowadziła się do: stropu terriva, stropu filigran (ciężki strop prefabrykowany) i strop typu sukiennik (tez prefabrykowany ze styropianową płytą szalunkową). Po długich dyskusjach terriva odpada – zostaje filigran i sukiennik ( lepiej cenowo nam wygląda ale nigdy tego nie widziałam „na żywo” więc sama nie wiem… ).
Po jeszcze dłuższych dyskusjach… mamy zwycięzcę - prefabrykowany strop filigranowy… No i fajnie….
Oczywiście zbyt długo było miło i bezproblemowo, – więc czas na mały zgrzycik… taki naprawdę malusieńki….
Będzie to przykład, że dobre dojścia i tzw. „znajomości” nie zawsze wróżą sukces…
Firmę, która dostarczy mi elementy stropu miałam wybraną i była to firma jak łatwo się domyśleć w jakiś tam sposób współpracująca z moją.
Wybrałam ją w naiwnej, jak się okazało, wierze, że się w jakiś sposób tam znamy i będzie łatwo miło i przyjemnie. Odpowiednio wcześniej poprosiłam o wycene, po paru dniach ją dostałam, nawet w takich granicach cenowych jak się spodziewałam… więc w odpowiednim czasie wysłałam miły faks i mail z zamówieniem tychże elementów.
A tu…”suprajz” firma X (litościwie przemilczę nazwę) właśnie dostała duuuże zamówienie na stropy dla jakiegoś osiedla czy cos… i elegancko ma mnie w nosie razem z moim domem i moimi śmiesznymi 100 m kwadratowymi stropu…. o!
Świnki doskonale wiedzieli o tym jakiś miesiąc wcześniej, już jak prosiłam o konkretna wycenę, ale z pewnych względów (związanych ze współpracą z naszymi firmami) nie chcieli o tym mówić.
Kontrakt z dużym deweloperem klepnęli i się …wypieli. Nie tylko na mnie, ale też na dwóch naszych klientów….
No cóż… ja rozumiem ze zamówienie na 3 stropy w ciągu miesiąca to nie 300 ale… wszystko można załatwić profesjonalnie i elegancko, a nie z dnia na dzień i w ostatniej chwili perfidnie ukrywając pewne rzeczy….
Trochę nerwów było, ale znaleźliśmy (zarówno ja, jak i pracodawca) inna firmę oferująca to samo…
Cała reszta to nuda – strop przyjechał, został zalany, podparty stemplami i sobie czekał na koleżanki - ściany…
W pracy był taki huk roboty, że rzadko bywałam na działce i w sumie chyba ostało mi się jedno zdjęcie – nawet nie z zalewania, tylko już jak Pan Strop Filigran może się przyłączyć do zgodnego chóru – obecny!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia