Dziennik Irmy
Dziś i wczoraj byliśmy w Krakowie. Przedostatni raz chyba...wymeldowaliśmy się. W sierpniu podpisujemy umowę i adios Kraków. Witaj Mazowsze.
Nigdy się do tego miasta nie dopasowałam...I jak myślę o mojej wsi to nie żal mi Wawelu...wybaczcie zakochani w swoim mieście Krakusi. Prawdopodobnie jestem jedną z nielicznych osób, które nie przepadają za naszą stolicą kulturalną. Ale studiowało się fajnie :)
Taka mnie refleksja naszła:
Zatoczyłam koło, od szesnastu lat ciągle się przprowadzam...aż w końcu ląduję na ziemi przodków i mam takie uczucie, że tego szukałam...A zaczęło się od snów. Jakieś dwa lata temu kilka razy śniła mi się "babunia", tak ją w tym snie nazywałam. Babcia nawet nie moja, tylko koleżanki, ona ma bardzo kochaną babcię...I to właśnie w tym miejscu gdzie teraz budujemy. Pasła krowy i zajmowała się gospodarstwem a ja się nią opiekowałam. W tych snach byłam bardzo szczęśliwa...niby nie wierzę w znaki, ale po tych snach poczułam, że już dłużej w mieście nie wytrzymam.
Zdążyliśmy na działkę przed zachodem słońca, więc jeszcze udało mi się zobaczyć nasz domek po zagruntowaniu, jutro kładą kolor. Normalne nie mogę się doczekać mimo, że ten kolor to w zasadzie nie kolor...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia