Nasza Lawenda
a jak to się zaczęło?
niewinnie... od nieśmiałego marzenia o małej działce, na której moglibyśmy zrobić piaskownicę dla naszego synka (teraz już synka i córeczki ).. poszukiwania działeczki zostały rozpoczęte, ale nie było łatwo znaleźć coś sensownego w akceptowalnej cenie.. z czasem rodzina podjęła temat i w końcu tata zaczął nas namawiać na budowę... od tego momentu zmieniły nam się kryteria wyboru działki: odpowiednia szerokość, nie za daleko od szkoły, ale w spokojnym miejscu.. ogłoszenia, internet, pośrednicy i nic.. małżon bardzo lubi szwędać się - wcześniej z psem, a teraz z synem - po okolicy i już wszystkich ludzi wypytał czy nie wiedzą coś o działkach.. aż pewnego dnia zobaczył jak ktoś wkopuje tablicę na środku pola.. spisał numery i wieczorem dzwoniliśmy.. okazało sie, że to pole jest w trakcie podziału i będzie tam 5 działek, ale do sprzedania jest tylko jedna.. pani nic mi więcej nie powiedziała (metraż tylko przybliżony), bo formalności trwają.. podała mi cenę za metr - była o połowę niższa niż standardowa cena w tym rejonie.. po kilku moich telefonach i próbie umówienia się na spotkanie w końcu ustaliliśmy, że ja jej nie będę nękać, ale pod warunkiem, że zaklepuje nam tę działkę i jak znajdzie czas to najpierw spotka się z nami.. pani z racji zawodu była baaardzo zabiegana i jak tylko się spotkaliśmy kazała wykopać tablicę, bo nie mogła już znieść tych telefonów.. a do tego, żeby pozbyć się ludzi podawała coraz wyższą cenę, a i tak byli zainteresowani - stwierdziła, ze gdyby nie to, że ma zawód "odpowiedzialny społecznie" to znacznie podniosłaby cenę, ale to ją zobowiązuje i skoro tak się z nami umówiła to tak zostanie
a co do lokalizacji to jest dla mnie wymażona.. a teraz się dowiedzieliśmy, że w tym roku sąsiad będzie zalesiał swoją działkę, a następną w końcu kupiło młode małżeństwo z 3-letnim synem (równieśnik naszego brzdąca)...i jest bardzo blisko miejsca, gdzie teraz mieszkamy..
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia