D07- dziennik rzeka Ori_noko
No fundamenty zastygły na kamień, uprzejma aura dwukrotnie lekko je skropiła i ja też – tak na wszelki wypadek. Codziennie pasłam oczy upajającym widokiem : podłużny żółtawy wykop z szarą masą w środku... Trzeba się budować by pojąć urok tego zjawiska Równocześnie pan Majster rozchorował się, a wręczając mi kartkę z kolejnym zamówieniem był autentycznie zielony na twarzy to z kolei nie był wcale miły widok.
Zgodnie z umową i wyglądem pana Majstra sądziłam, że mam tydzień wolnego, ale to była zwykła zmyłka. Pan Majster chciał po prostu wypróbować czujność Inwestora. W poniedziałek telefon : a jest ta papa i reszta? Bo my wchodzimy we wtorek i będzie trzeba więcej siporeksu na przyszłość, i nadproża są? Aj aj ...
Zaczynam działania organizacyjne: trzeba odstać gigantyczną kolejkę w banku , cóż to poniedziałek mój oddział jest czynny od 10.30 – czemu nie jestem zdziwiona
Teraz tylko wizyta w ulubionej hurtowni , nakłonienie bardzo miłego szefa na działania natychmiastowe, zamiast wcześnie zapowiadanego piątku, powrót do domu, wydanie posiłku regeneracyjnego i spokojnie odbiorę cegłę, papę itd. Tu abym nie odczuwała jakiejś monotonii syncio melduje: ręka bardzo boli, a za godzinę jest wywiadówka. Oczywiście równo o 17.00 ma przyjechać pan z towarem. Fajnie.
Gazem na działkę , dobrze że dla uspokojenia wzięłam trzy brzózki do posadzenia i troszkę nasionek – ciekawe co z nich wyrośnie na pudełku od sąsiadki jest nazwa botaniczna” żółte kwiatki” Transport spóźnił się o niecałe 48 minut (mogłam jednak zaliczyć palcówkę edukacyjną) rozpakowuje wszystko równą godzinę.
Wracając zajrzałam do szkoły , jeszcze siedzieli !!! Ale mi się upiekło, chyba tam robili analizę psychologiczną każdego ucznia czy co? Wparowałam na ostatnie 15 minut . To się nazywa organizacja pracy .
No prawie . Okazało się ,że ręka boli bo delikwent był na drzewie , a potem pod drzewem. Oznacza to poranną wizytę u chirurga....
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia