Natalkowy pamiętnik :)
hmmm, dziś zostałam słomianą wdową, mąż pojechał do Wiednia i nie ma go do piątku.. jest mi starszliwie łyso a przecież dopiero dziś popołudniu wyjechał, dałam jakoś radę położyć spać trzylatka i trzymiesięczniaczka naszego i jakoś całkiem nie umiem o znaleźć sobie miejsca.... więc sięgłam po laptopa :)
nasza natalka coraz bardziej zaczyna wyglądać jak dom a coraz mniej jak budowa. dzięki temu że małżonek miał wolne między świętami a 5 stycznia, z panem złotą rączką Grzesiem, zrobili bardzo dużo robót, niby niewielkich, niby wydających się nieistotnymi ale jednak bardzo praco- i czasochłonnych - nawet nie potrafię wszystkiego tego wymienić ale praktycznie cała dolna łazienka - podłączenia baterii, wanny, wieszaki, zaocowanie szafki, podobnie dolne wc, kotłownia, kafelki przy kraniku w garażu, kafelki w pralni, i tysiąc pięćset innych prac zwanych wykończeniówką :) teraz pan Grzesiu montuje klamki, kupilismy też i czekają na montaż wykładziny dywanowe - jedna do naszej sypialni i garderoby, druga do pokoju gościnnegona górze (który będzie również naszym gabinetem póki latorośle małe i będą mieszkać na dole blisko nas) i wykładzina pcv do pokoju na garażem. w sobotę był pan z firmy stolarskiej w sprawie schodów i jeżeli całkiem nie zabije nas ceną, chyba się na nich zdecydujemy.
dla mnie w całym tym etapie wykończeniowym najtrudniejsze i w sumie odrobinkę przykre jest to, że tak mało czasu i uwagi mogę poświęcić budowie właśnie na tym etapie na który najbardziej czekałam... wiadomo z maleńkim dzisziusiem i starszym synkiem, który całymi garściami korzysta z mojej obecności i tego że jestem na urlopie macierzyńskim nie jest łatwo zajmować się wykoańczaniem domu. Ale dzieciaki są teraz (no i nie tylko teraz :) dla mnie priorytetem. Na wykańczanie, dobór dodatków itp będę miała jeszcze wiele czasu :)
Teraz już nie mogę doczekać się przeprowadzki, nie umiem sobie jeszcze tego za bardzo wyobrazić, narzekam na nasze mieszkanie bo jest na 3. piętrze bez windy ale jak się tak zastanowię to kurcze nie łatwo bedzie nam je opuścić, tyle tu wspomnieć, wspaniałych chwil, szczęścia..... na szczęście mamy nadzieję, że nie sprzedamy go tylko uda się je wynająć, ale tak czy tak przeprowadzka będzie totalną zmianą, jakimś nowym początkiem a to oprócz radości zawsze rodzi jakieś obawy.. Zastanawiam się też jak nam się będzie mieszkać, z początku będzie pewnie sajgon, tysiąc nie rozpakowanych rzeczy, za oknem błoto..... ale więcej miejsca, nowe miejsce, wynik naszej pracy.... Mam nadzieję, że jakoś ten dom bedzie działał, w sensie że nic się nie zawali, nie będzie ciekło itp. Wiadomo, że na pewno przeróżne usterki i niedoskonałości wyjdą na jaw, byleby nie były z pogranicza katastrofy budowlanej :)
Jutro jadę na budowę, muszę dokupić pare kafelków i dowieźć panu Grzesiowi i już naprawdę obiecuję, że zrobię jakieś zdjęcia :)
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia