Natalkowy pamiętnik :)
hmmmm, przez niemal dwa lata budowania chyba tak de facto nigdy naprawdę nie pomieściło mi się w głowie, że któregoś dnia tutaj zamieszkamy, że będzie kuchnia, że będę gotować, że razem zjemy kolację, że pojadę na spacer z dzieckiem, że będę robić zakupy ..... dotąd były tylko jazdy w tę i z powrotem, załatwianie, ustalanie, planowanie, kupowanie, wybieranie, rozmowy z fachowcami i krótko mówiąc ogrom ogrom pracy. W dużej większości cieszyła nas ta praca ale jednak też nas męczyła. Oczywiście przeprowadzka to nie koniec pracy - jest wiele wiele przed nami. Mąż jakoś ciągnie, wieczorem po pracy jak położymy chłopaków codziennie coś robi, dziś podłączył pralkę :) ja jakoś chwilowo osiadłam na laurach - muszę chwilę odpocząć nacieszyć się. Kartony pełne stoją, a ja dziś rano - miły prysznic, potem pedicure, odżywka na włosy itp. (oczywiście wszystko w towarzystwie mojego słodkiego syna młodszego). Dziś zrobiłam świąteczny stroik, byłam z małym na spacerze, poznałam panią z piekarni, masarni, warzywniaka i kwiaciarni :)) jednym słowem poczułam się tutaj już całkiem "w domu". Podsumowując całe to nasze budowanie to można powiedzieć że mieliśmy dużo szczęścia - tylko jedna ekipa totalnych partaczy :) Nie myślę teraz o tym w ten sposób, ale jednak prawdą jest że odwaliliśmy kawał roboty - począwszy od zgłębiania wiedzy muratorowej, po cięcie wykładzin. Widzę też że wszyscy zapłaciliśmy a raczej płacimy wciąż za to jakąś cenę - nawet dzieci... Ja ostatnio bardzo źle spałam, już za dużo tego wszystkiego dla mnie było, psychicznie bardzo już ciążyło mi słowo "budowa" chciałam już "nasz dom". Przemyśliwałam nocami kombinowałam, nie mogłam wyluzować. Teraz od niedzieli się regeneruję :) cieszę się wszystkim po prostu. Największą ulgą jest dla mnie łatwość zorganizowania się i wychodzenia z jednym lub dwoma chłopcami, auto blisko, schodów brak, jak coś zapomnę to po prostu wchodzę do domu, no cudowna sprawa po prostu. Nie mówiąc oczywiście o 100 innych cudownych aspektach.
W żadnym stopniu nie przeszkadza mi że w mojej "stylowej" łazience znalazły sie zabawki dziecięce, że to i owo nie pod kolor, że kanapy nie mają jeszcze nowych pokryć itp, że wokół domu piach. Jest po prostu cudniieeeee. A w drugie święto parapetówa dla rodziny. Oczywiście pierwsze awarie też są - coś nam stelaż kibelkowy "koło" szwankuje.... nie wiem, mąż się musi przyjrzeć. Panele przeszły już pierwsze próby ogniowe - wylana woda, wylany rosół, samochodziki itp. wszystkie próby przeprowadził nasz starszy syn, wyszły bardzo pozytywnie :) oki, kończę, bo muszę jeszcze zamówić rolety :) wszystkich całuję bardzo przeprowadzkowo i obiecuję jakieś fotki :)
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia