D07- dziennik rzeka Ori_noko
Sobota – szczęśliwa wiem że ekipa wchodzi na teren bo od alarmu przychodzi powitalny sms. Odczekuję jeszcze pół godzinki i zbieram się na budowę. Dziś na rozkładzie :
- Gipsowanie
- Rozpalenie na pełen etat w kominku
- montaż drzwi garażowych
- odebranie prac brukowych
- uregulować płatności z panem Ocieplenie
Gipsarze w toku działań, w domu nieprzyjemnie wilgotno i chłodno. Zaczynam z namaszczeniem rozpalać ogień. Wszyscy się zbiegli i dopingują. Udało się za trzecim podejściem, piecyk zaczyna mruczeć, błyskać i rozsiewać miłe ciepło, nerwowo sprawdzam ręką czy z wyprowadzenia idzie ogrzane powietrze, coś słabiutko.
O zajechali panowie z bramą , idę się przywitać :
- Dzień dobry miło panów widzieć!
- Co przyszła pani sobie popatrzeć jak musimy pracować w weekend?
- To proszę sobie iść .
- Co?
- Wracajcie do domu , zobaczymy się w poniedziałek.
- No proszę pani, my musimy , szef nam kazał. Gdzie dać silnik do bramy? Dalej konwersacja potoczyła się już swobodnie i pogodnie, acz było mi przykro że musiałam przejechać się po ludziach na sam początek dnia. Zawróciłam do domu patrzę panowie stawiają drabinę na nowych płytach k/g. Pytam :
- czy nie będziemy już używać tych płyt?
- Nie.
- To trzeba będzie je oddać do hurtowni. – teraz moje długie spojrzenie wypróbowane na dzieciach kiedy chcę je nakłonić do działania...
- A już, już stawiamy je pod ścianą, bo wie pani jeszcze by się zniszczyły...
- I ten który chodził po styropianie proszę tego zaprzestać !! – to już drugie podejście do próby zniszczenia resztek styropianu – nie lubią go czy co?
Patrzę na kominek i troszkę jestem zaskoczona , rano nanosiliśmy pod spód pełno drewna , a są tam nędzne resztki. No tak , otworzyli drzwiczki ogień aż trzeszczy, nic dziwnego w takim tempie drewna nie starczy na długo, przymykam .
Porąbie sobie drewna to uspakaja.
Rzut oka po okolicy : pan Brukowiec jeździ ubijarką po placyku pod drewno, panowie montują bramy, reszta gipsuje.
Skoczymy na szybkie zakupy.
Chwila wytchnienia, obiad dla rodzinki , kwadrans odpoczynku i wracamy.
No bramy już prawie chodzą , bruk zakończony, z drewna w domu zostały nędzne resztki.
Panowie powoli zbierają się - co za ulga jest nadzieja że dziś skończyli.Przecie oni też kiedyś musza odpocząć !
Radośnie testujemy bramy garażowe i patrzymy na siebie promiennie będzie gdzie schować rzeczy przed nasza ekipą : zaczynamy przenosić płyty, styropian, leżaki ogrodowe, siekierę , wąż do podlewania itp. elementy .
Pojawia się pan Ocieplenie , siadamy w garażu i zaczynamy serię rozliczeń .Proste to nie jest, mamy do przejrzenia : faktury, upusty, robocizna, szkody, vat . No wreszcie i to za nami.
Panowie Gipsarze mają kłopot z opuszczeniem miejsca pracy, samochód ni dud du nie chce zapalić. Jeden z nich jest mechanikiem , zagląda pod maskę i wysyłają delegacje z moim mężem na najbliższą stacje benzynową.
Pozostałych zapraszam na powrót do domu tam jest cieplej. I jak mawia stare przysłowie:
„ każdy dobry uczynek zostanie kiedyś ukarany ” Nawet nie muszę długo czekać. Panowie poprzysuwali pieńki jak najbliżej ognia. Po ich oficjalnym wyjściu dołożyliśmy drewna, zaryglowaliśmy kominek, ogieniek ledwie się żarzy. Wyszłam zanieść resztkę rzeczy do garażu , wracam a panowie kończą „otwierać” wkład kominkowy za pomocą toporka !! Chyba miałam mord na twarzy kiedy weszłam bo nerwowo domykają drzwiczki nogą. Pan patrzy na mnie i mówi :
- te dynksy do otwierania parzą, trudno otworzyć.
- Mam do tego specjalną rączkę, ale specjalnie zamknęłam, bo drewno ma się wypalać powoli, przy otwartych drzwiczkach płonie szybko, grzeje mocno i większość ciepła idzie w komin. A ten wkład ma ogrzewać powoli dom.
Do końca ich pracy będę siedzieć na budowie od rana do zmroku. Nie czuję się na siłach prowadzić z nimi dalszej współpracy. Niech wygipsują i sobie idą . Zaczynam szukać normalnej ekipy. Takiej szanującej swoją własność i cudzą. Mam jedną na oku, w poniedziałek idę z nimi pogadać. Dobrze mieć przed sobą nadzieję. :)
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia